top of page

PIERWSZY TRIATHLON czyli 1szy raz nie zawsze boli :)

Wykażę się dzisiaj niesamowitym refleksem i spiszę swoje odczucia nt. mojego triathlonowego debiutu (Volvo Triathlon Series, Nieporęt) w lipcu. Nie wiadomo, kiedy pamięć mi spłata figla i wykasuje to wspomnienie, także jedziemy zawczasu! Dla tych, którym po wstępie nie chcę się już czytać dalej powiem: każda przeciętnie aktywna osoba jest w stanie machnąć triathlon (najkrótszy jego dystans). Daję słowo!

Pssst.. relacja z drugiego triathlonu już sobie siedzi od jakiegoś czasu na blogu tutaj.

A na pierwszym było tak:

PRZYGOTOWANIA – pyszne greckie wino i dużo chęci

20150615_093924

O triathlonie marzyłam już od dawna, ale blokował mnie brak odpowiedniego roweru. Niepotrzebnie! Wygrała spontaniczność i wklikałam się na listę startową. Impreza blisko, bo w Nieporęcie. Czasowo miałam do niej miesiąc, w tym ostatnie 2 tygodnie pod znakiem wakacji w Grecji. Nie będzie więc tutaj historii żmudnych przygotowań, bo po prostu się one nie odbyły😛 Na wyjeździe robiłam poranne przebieżki z mężem i N w wózku, codziennie robiłam też po kilkaset metrów/kilka km w basenie i w morzu, ale koło treningów do triathlonu to nawet nie leżało 🙂

Po powrocie zajęłam się przygotowaniem sprzętu, którego ilość przyprawia o zawrót głowy. Wypożyczyłam triathlonową piankę (uwaga! różni się ona od pianki do nurkowania!) i przemknęłam w niej o świcie na osiedlowy basen, żeby zrobić mały test. Czułam się w niej jak superbohater, niestety w praktyce (czyt. w wodzie) marzyłam o chwili, gdy się z niej wydostanę. Uczucie jest osobliwe, pianka musi bardzo mocno przylegać, a do tego trzeba ją poprawnie założyć (o tym kiedy indziej). Jeśli mimo wszystko zawodnik czuje się w niej kiepsko – jak ja – pozostaje skoncentrować się na pozytywnych aspektach: a) będzie Ci ciepło – w polskim jeziorze/zalewie poczujesz się, ja na egipskich wakacjach b) będziesz bardziej bezpieczny – pianka = wyporność c) będziesz szybszy – podobno! – dzięki seksownym, opływowym kształtom, których nabierzesz w piance

Rzeczy na start:

??????????????

niezbędnik triathlonisty…aaaa SERIO?! rower nie zmieścił się już na łózku 😛


O ich przydatności (lub nie) napiszę osobnego posta, aby ktokolwiek dał radę dobrnąć do końca tej relacji 🙂

Tip nr 1: W ciepłe dni (i gdy organizator dopuszcza taką możliwość) można startować bez pianki – w samym tylko stroju triathlonowym albo w zwykłym stroju kąpielowym. Ten pierwszy polecam. Ja kupiłam swój za 200PLN i świetnie sprawdził się zarówno na rowerze, jak i podczas biegu. Opcja 2ga jest na pewno ekonomiczna i na początek przygody z tri zda egzamin, trzeba się tylko nakombinować w strefie zmian.

Życie nas nauczyło, ze przy małej N nic nie jest pewne, więc aby uniknąć ewentualnej wtopy wyjechaliśmy nad Zegrze na spokojnie, dzień wcześniej. Idę o zakład, że pani w recepcji hotelu zwątpiła, czy aby na pewno przyjechaliśmy tylko na jedną noc, widząc nasz bagaż 😀

DZIEŃ PRZED STARTEM – pełna ekscytacja!

11013417_10206888446759512_4889092084771722538_n

tuż przed zdaniem roweru…


Na miejscu atmosfera robi się coraz bardziej sportowo-przyjemna. Mijają nas profesjonalnie wyglądający zawodnicy, przecinający powietrze na swoich pięknych szosówkach. Zawodnicy kręcą coś przy rowerach, regulują, ustawiają. Ja przyjmuję strategię, że niewiedza jest błogosławieństwem. P skręca mojego poczciwego górala, ja sprawdzam hamulce, siodełko i tyle. Szast, prast i już mogę zdać moją „błyskawicę” do strefy zmian. Poczeka tam sobie na poranek.

W telegraficznym skrócie: odbiór pakietu, pasta party i N wyjadająca mój przydziałowy makaron, odprawa techniczna i już, zastaje nas wieczór, wracamy więc do hotelu, coby trochę odpocząć przed pobudką o świcie.

FB_IMG_1437080493055

nareszcie to ZROBIĘ!


Tip nr 2: Start w triathlonie to sporo niuansów, zwłaszcza, gdy nie ma się jeszcze wprawy i wszystko jest nowe. Dlatego też polecam dużo wcześniej (i kilkakrotnie) zapoznać się z materiałami: racebookiem, materiałami na www, mapką trasy i obowiązującymi godzinami. Bardzo istotne są godziny otwarcia strefy zmian! Poza nimi nie ma się dostępu do startowego ekwipunku.

Oczywiście byłam tak niesamowicie nakręcona wizją startu, że ciężko mi było położyć się spać wcześniej, niż zwykle (czyli przed 2 w nocy). Zrobiłam więc 3krotną próbę założenia i zdjęcia pianki przy asyście filmiku na YT, aż w końcu zmusiłam się do odpoczynku przy rytmach imprezy disco-polo za oknem 🙂

DZIEŃ STARTU – aaaaa!

Jak ja uwielbiam to uczucie! Od świtu byłam tak podekscytowana i roztrzęsiona, że cieszyłam się z własnej zaradności i z tego, że wszystko miałam dopięte na ostatni guzik.

Tip nr 3: Warto poświęcić czas na dobre spakowanie sprzętu. Musisz wiedzieć, co gdzie masz i w jakiej kolejności na siebie założysz, a przede wszystkim co zostaje z Tobą, a co idzie do strefy zmian. Bo w razie np. zostawienia pianki w strefie zmian… pozostaje płynięcie praktycznie na golasa 😛 Czegoś takiego w historii triathlonu chyba jeszcze nie było i bardzo nie chciałam tego zmieniać 😀

beach

adrenalina już buzuje – widać po mojej minie


Miejsc parkingowych blisko startu było jak na lekarstwo, więc zostałam wysadzona ze swoim tobołkiem na parkingu, a P odjechał z N szukając miejscówki na postój. Tak oto utknęłam z własnymi nerwami, które – teraz już wiem – wynikały głównie z niewiedzy, JAK TO JEST i czy aby o niczym nie zapomniałam.

Wpadłam do strefy jak burza, gotująca się od adrenaliny 🙂 I znów przyśpieszamy: rozpakowywanie rzeczy, kilkukrotna wizualizacja co i jak, wciśnięcie się w piankę i hop do wody na oswojenie się. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek zanurzała się w tak NIEPRZEZROCZYSTEJ wodzie… widoczność była zerowa. Zaprzyjaźniłam się z pianką, ciesząc się, że ochroni mnie choć trochę od tej brei 🙂

Tip nr 4: Polecam zanurzenie się w wodzie przed startem. Można wtedy dopasować dobrze piankę – uchylamy rękawki i wlewamy do nich wodę, a potem podnosimy rękę i cyk – pianka ładnie przylega. Oswojenie z wodą pomaga również na psychikę.

I od razu:

Tip nr 5: Zapamiętaj dokładnie swoje miejsce w strefie zmian. Gdy dojdzie adrenalina + tłumy innych zawodników + komplet pozostałych rowerów łatwo można się zgubić, a krążenie po strefie w poszukiwaniu swojego rumaka ociekając z wody jest conajmniej słabe 😛

Jeszcze tylko rysowanie numerków na nodze i ramieniu, przypięcie chipa, splunięcie na okularki (stary trik przed parowaniem, zawsze działa), szybki buziak dla N i P i już ustawiam się w pochodzie do odchipowania.

pływaie

przyłapana na mojej obowiązkowej część startu: układanie go sobie w głowie 


Czuję, że żyję idąc w pochodzie 250 osób w czarnych piankach 🙂 Nerwy są konkretne, chcę już po prostu wskoczyć do wody i cisnąć!

Start z brzegu. Odliczamy wspólnie. Ustawiam się w środku (błąd), uspokajam oddech, wizualizuję iiiii START!!!! Nie spodziewałam się, że już  minutę po starcie będę miała powód do śmiechu, a jednak! Zrobiła się jedna wielka pralka. Byłam nastawiona na agresywnego kraula, a tymczasem: – nie miałam miejsca, żeby myknąć do przodu – co rusz dostawałam w głowę/nogę/bok itp – byłam otoczona z każdej strony!! W rezultacie co rusz musiałam płynąć z głową nad wodą, szukając strategicznie miejsca, gdzie mogłabym wcisnąć się między zawodników. Bo pod wodą nie było NIC a nic widać! Atmosfera była najweselsza przy bojce symbolizującej nawrotkę. Widać każdy chciał się do niej przytulić, żeby nie zrobić ani jednego ruchu za dużo 🙂 Skorzystałam z okazji i wyprzedziłam sporo osób szerokim łukiem. Droga powrotna była już dużo lepsza, bo zrobiło się (nieco) luźniej. Tak się cieszyłam, że mogę machnąć choć kilkanaście ruchów krytym kraulem, że zapomniałam o dyskomforcie w piance. Co więcej, miło mi w niej było! Trasa skończyła się błyskawicznie, żałowałam, że tak szybko. Wybiegłam z wody, zsunęłam do połowy piankę, wsunęłam okularki i czepek w jej rękaw i pomknęłam po specjalnym „dywanie” do strefy zmian. Mimo, że już wyszłam z jeziora, czułam się jak ryba w wodzie 🙂

Tip nr 6: Po wyjściu z wody może się nieco kręcić w głowie – ma to związek ze zmianą pozycji ciała i innym charakterem wysiłku. Dobrze robi zwiększenie intensywności pracy nóg na ostatnich metrach, jako przygotowanie do biegu. 

I jeszcze:

Tip nr 7: Jeśli szybko pływasz i czujesz się pewnie w wodzie, ruszaj na początek. Unikniesz „pralki” i tłumów kotłujących się w wodzie i spowalniających się nawzajem.

P1040279

najbezpieczniej jest zacząć ubieranie od kasku


Pływanie, czas: 09:17, miejsce open 89/252

W strefie uwijałam się jak mogłam, ale brak wprawy robił swoje. Jednak tak naprawdę serce zabiło mi szybciej dopiero, gdy nie mogłam namierzyć drugiego koszyka z moimi rzeczami! Okazało się, że ktoś przełożył je 3 rowery dalej i na dodatek przykrył swoimi. W połączeniu z dość mozolnym przebieraniem się (nie miałam stroju startowego) wyszło na to, że podczas T1 „zabalowałam”:

T1, czas: 03:22

Tip nr 8:  Stań na trawie/ręczniku i zroluj szybko piankę. Osusz się i włóż kask. Pamiętaj, że nr startowy musi być na plecach, a na bieg przesuwamy go na brzuch. Dobrze mieć pasek na nr startowy (do kupienia np w Decathlonie).

Dobra, wszystko mam, łapię rower i pokonuję strefę + dość spory dobieg do linii startu trasy. Nastawiona byłam mocno optymistycznie i chciałam wpakować w ten rower wszystko, co fabryka dała. Adrenalina mnie już niosła, uśmiech z twarzy nie schodził i ruszyłam raźno na trasę. Zadowolona byłam zwłaszcza, że gdy już jechałam widziałam osoby wychodzące nadal z wody. Jest dobrze! Nie jestem ostatnia! Tak sobie słodziłam, ale niestety sytuacja zmieniła się błyskawicznie. Pedałowałam w tempie, mocno i z pełną koncentracją, a wyprzedzały mnie na całkiem sporym luzie TŁUMY. Tak to widziałam, jak w kiepskim filmie, był taki odcinek z Jasiem Fasolą…….. Halo, co się dzieje?? Jakiś pan życzliwie rzucił, łykając mnie bez wysiłku: „Aaaa, to na TYM pani jedzie…pierwszy raz???”. To było oficjalne: mój rower wymiękał na gładkiej i płaskiej szosie. Grube i terenowe opony, zero aerodynamicznej pozycji, beznadziejne przełożenie, zasadniczo tylko do koloru nie miałam zastrzeżenia, wylewając siódme poty na trasie. Z plusów – potrenowałam sobie determinację i wolę walki, bo gdy minęli mnie już (prawie) wszyscy (mimo, że pedałowałam średnio 26/27km/h) nie odpuszczałam i starałam się zrobić resztę trasy tak szybko, jak to możliwe. Zaniepokojona mina P na końcu trasy rowerowej potwierdziła moje obawy – nie było mnie naprawdę długo 😛

P1040287

jedyny krzywy fragment trasy, reszta to był nienaganny asfalt


Tip nr 9: DA SIĘ zrobić sprinterski dystans na góralu. Baaa, podejrzewam, że da się zrobić KAŻDY dystans. Pozostaje pytanie, czy/jak bardzo zależy nam na czasie. W wersji ekonomicznej można podkręcić górala tak, by był godny wyścigu z szosówkami. Przede wszystkim można zmienić opony na możliwie cienkie. Sporo daje też podobno lemondka. Będę dopiero próbowała takiego tuningu, ale wiele osób ze społeczności tri w taki właśnie sposób podrasowało swoje górale.

Rower, czas: 55:02, miejsce open 223/252 😛 T2, czas: 1:58

P1040321

finito!


Chciałam już po prostu BIEC. Tak bardzo, że w miejscu wysiadki z roweru nogi się pode mną ugięły i prawie zaliczyłam glebę 😛 Na  miękkich odnóżach pomknęłam (hmmmmm, choć to chyba nie jest zbyt adekwatne jak na tamten moment słowo…) do strefy zmian, żeby pozbyć się mojej „strzały” i akcesoriów. Nogi nadal miałam dziwne i jakby nie moje. Do tego doszła kolka (???) i lekki spadek motywacji w związku z małą ilością osób do wyprzedzania. Zaczęłam się ogarniać i po kolei pozbywać dyskomfortów, a w końcu mogłam wydłużyć krok i przyspieszyć, wyprzedziłam więc trochę niedobitków na trasie. Pozytywną energię spożytkowałam na dopingowanie po nawrotce tych, którzy byli za mną i gdy poczułam, że zaczynam się rozkręcać i chciałabym biec dalej. Wtedy właśnie dopadła mnie META.

JAK TO, już?

Bieg 26:40, miejsce open 163/252

Wpadłam tam jakaś taka zaskoczona i nieobecna, w skutek czego: – minęłam dziewczyny z medalami i musiały mnie łapać – nie skorzystałam z dość bogatego bufetu regeneracyjnego – wróciłam do niego dopiero 1h później 😉 – nie zdałam chipa – zorientowałam się dopiero dużo później, mając już ruszać autem (zaparkowanym mega daleko wrrrr) – P z N stracili mnie z oczu, bo tak szybko zdematerializowałam się z mety i poszłam odebrać rower Finalny wynik: 1:36:24,  miejsce w kategorii wiekowej: 9, miejsce w kobietach open 32/50, miejsce open 205/252

Myśli miałam multum i były mocno mieszane. Przede wszystkim wielka radość, że wreszcie wystartowałam. Zaskoczenie, że to takie proste (limit czasu 2h45min, ja mimo przygód z rowerem byłam na mecie po 1h36min). Kompletny brak zmęczenia. I nie dopadło mnie ono wcale później. Niedosyt – bo wiem, że mogłam dużo więcej. Szybciej popłynąć, gdybym ustawiła się na początku. Szybciej pojechać na rowerze, gdybym miała sprzęt. Szybciej pocisnąć na biegu, gdybym ćwiczyła zakładki i gdybym nie dojechała nóg na rowerze. Podekscytowanie – bo mega mi się podobało i już, teraz, ZARAZ chciałam zapisywać się na kolejne zawody! Lekkie zniechęcenie tym, jak ważny jest tutaj sprzęt, którego ja nie mam i mieć póki co nie będę. Niepewność, czy stać mnie, żeby w to inwestować. Bo triathlon to spory wysysacz pieniędzy, poczynając od wpisowego, przez piankę, strój i kończąc na rowerze oraz akcesoriach do niego (czyt. SPD, lemondka). Przekonanie, że muszę i mogę zrobić dłuższy dystans. Koniecznie olimpijski – 1/4IM, a docelowo, kiedyś – 1/2IM. Piękna jest to dyscyplina… Emocjonująca na każdym etapie, komplementarna, urozmaicona. Taka właśnie, jak sobie wyobrażałam. W jednej chwili młócisz stopami wodę, w drugiej mocno pedałujesz, a potem uwieńczenie – biegniesz, prosto na finisz. Na takich zawodach jest się w 100% całym sobą, pracuje każdy mięsień i tak po prostu jest, nie oszukasz tego i nie unikniesz. Wbiegając do strefy zmian przechodzisz transformację, a to wszystko przy najwyższym możliwym poziomie adrenaliny.

BOSKO! Nie znam nikogo, kto spróbowałby i nie chciałby więcej. Nieraz jeszcze o tym napiszę, tymczasem kończę już tą kombomegaturbohiperdługą relację, w której nie zawarłam nawet 20% tego, co mogłabym i chciałabym o triathlonie napisać…

KOCHAM PŁYWANIE UWIELBIAM ROWER KOCHAM BIEGANIE

KOCHAM TRIATHLON!

2 wyświetlenia

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

WYSZŁAM NA MIASTO, a tam życie

….w pępku Wwy. Sobie tętni. Idę środkiem, jak w bańce, jak w bajce, niewidzialna. Adidasy nie brzmią na tym zgrzanym chodniku, jak powinny, nie ma stuk-stuk-stukstukstuk. W tej trattorii na rogu włosk

bottom of page