top of page

WSPINACZKA – wszystko, co kocham + film!

Nie samym bieganiem człowiek żyje, a miłość niejedno ma imię. Idąc tym tropem mam ich kilka, a na sportowym podium, poza bieganiem i pływaniem, stoi wspinaczka skałkowa. Dokładnie na drugim miejscu. Co KOCHAM we wspinaczce skałkowej?

1. KLIMAT – przede wszystkim podczas wyjazdów w skały. Spanie pod namiotami, błąkanie się z przewodnikiem w ręce szukając tras, towarzystwo, które wspiera, podpowiada, rozśmiesza, gdy serce staje ze strachu… Pozdzierane palce, zmęczenie wszystkich mięśni, moment, gdy robi się ten pierwszy ruch i już jest się nad ziemią, a potem coraz wyżej, wyżej, aż do widoku z samej góry, jeśli uda się pokonać trasę.

2. RÓŻNORODNOŚĆ – nie ma dwóch takich samych tras i nie ma jednego sposobu na przejście danej drogi. Rzeźba skał daje niesamowitą rozmaitość ruchów. Mamy klamy, krawądki, odciągi, podchwyty, ściski, są kominy i półki, droga może być w połogu, klasycznie pionowa lub przewieszona. Urozmaicone są również treningi na sztucznych ścianach.

3. TRUDNOŚĆ – ciężko ją w ogóle porównać do biegania. Często słyszę: „nie próbuję wspinaczki, bo mam słabe ręce”. Nie ma to na start większego znaczenia. Aby efektywnie (czyt. technicznie) się wspinać, potrzebna jest siła i umiejętności w obrębie całego ciała – rąk (również przedramion, palców), pleców, nóg (bardzo ważne!). Do tego potrzebna jest równowaga i elastyczność. Liczy się zarówno wytrzymałość, jak i siła. A do tego, zwłaszcza w skałach, wszystko siedzi w GŁOWIE. I tak przejdę do kolejnego punktu:

4. PSYCHIKA – sport buduje charakter, a żaden inny nie wpłynął na mnie mentalnie tak, jak wspinaczka. Sprawa jest prosta i brutalna: jeśli nie opanujesz emocji (głównie strachu przed odpadnięciem czy też braku wiary we własne siły) – przygotowanie fizyczne na nic się nie zda. Gdy adrenalina paraliżuje, ciało odmawia współpracy. Stąd już krótka droga to nieefektywnych ruchów, złej pracy nóg, przybloków i chaotycznych decyzji. Jedna zła nakręca drugą, zmęczenie narasta. Szansa na przejście drastycznie spada. Zaawansowani wspinacze poświęcają mnóstwo czasu na wizualizację przejścia. Gdy idą – robią to spokojnie. Panika wszystko psuje. Ten aspekt wspinu po prostu uwielbiam.

5. ADRENALINA  – niesamowita. Jesteś sam na górze i słyszysz głównie wiatr i ew. bicie własnego serca/oddech. Wiesz, że wszystko zależy od Ciebie i asekurującego Cię partnera. Każdy ruch może skończyć się odpadnięciem od skały. Nigdy nie bałam się bardziej, niż wspinając się. Najlepsza adrenalina rozpoczyna się, gdy prowadzi się drogę samemu (tzw. asekuracja z dołem). Dochodzisz do kolejnych punktów asekuracyjnych i wspinasz się w nie. Jeśli coś pójdzie nie tak – wyłapuje się w pierwszej kolejności ostatni punkt. To oznacza, że przy odległych przelotach można zaliczyć naprawdę długi, swobodny lot.

6. ZMĘCZENIE – również zupełnie inne, niż podczas biegania. Nawet niewinna, krótka trasa może doprowadzić do drżenia wszystkich mięśni ciała.

7. PODRÓŻE – małe i duże wspinaczka była naszą ulubioną i najczęstszą formą podróży, zanim N przyszła na świat. I zaraz znów mamy zamiar wrócić do tego trybu. Opcji jest sporo zarówno w Polsce, jak i za granicą. Po spróbowaniu wakacji w skałach wszystkie inne po prostu się chowają. Nuda jakaś… 😛

Mam mnóstwo zdjęć ze skał, ale taki już ich urok, że prezentują głównie pośladki wspinającego się 😉 Dlatego chcąc Wam choć trochę oddać klimat, wrzucam filmik (w lekkim fast motion, w rzeczywistości kminiłam każdy ruch.

Trasa znajduje się na greckiej wyspie Kalymnos. Długa (30m), wytrzymałościowa (stąd nazwa – Resista). Najpierw wspinanie w lekkim przewieszeniu po prostych klamach, potem trawers do „dziupli” i wyjście w górę, znów z przewieszeniem i po, mniejszych już nieco, klamach. Podczas drugiego pobytu poprowadziłam ją sama, a poziom adrenaliny miałam tak duży, że dzień przed ciężko mi było myśleć o czymkolwiek innym. Cudowny trening gospodarowania siłami i panowania nad głową.

UWIELBIAM i polecam szczerze każdemu z Was. A nuż zmieni to Wasze życie? Kto lubi? Kto nie lubi? Kto podejmuje wyzwanie i spróbuje?


2 wyświetlenia

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

WYSZŁAM NA MIASTO, a tam życie

….w pępku Wwy. Sobie tętni. Idę środkiem, jak w bańce, jak w bajce, niewidzialna. Adidasy nie brzmią na tym zgrzanym chodniku, jak powinny, nie ma stuk-stuk-stukstukstuk. W tej trattorii na rogu włosk

bottom of page