top of page

HISTORIA PEWNEGO KOCYKA

Z dnia na dzień mała N. pokochała koce. „Kocik!”. Codziennie wybierała jeden, zwijała w wielką kulę i maszerowała do żłobka. Zza „kocika” wystawała jej tylko grzywka. Na bieganie też musiał być. Obowiązkowo. Tylko, że mała N, klasyczny wiercik, non stop go skopywała. Prosto pod koła. Stop. Poprawiam kocyk. Stop. Poprawiam kocyk. Aaaa!!

Jak wiadomo, potrzeba jest matką wynalazku. Skoro mamy już POTRZEBĘ – otulenie i bezpieczeństwo, skoro mamy MATKĘ (uśmiecham się tutaj szeroko), pozostaje tylko wynalazek. Trafił on w moje (i mojej córki) ręce całkiem przypadkiem. Nazywa się Coverover i jest okryciem, którego potrzebuje każda matka…dla swojego gagatka 😉

Mała N. uznała go bez wahania za „kocik”, ale tak naprawdę łączy w sobie cechy koca i śpiwora, a jego uniwersalność zdecydowanie ułatwia życie aktywnym rodzicom. Chroni przed wiatrem, zimnem i deszczem. Można go użyć do spacerówki, na rower, sanki, a nawet jako koc piknikowy, jeśli tylko najdzie nas ochota na spontaniczny postój gdzieś w plenerze.

Jak sprawdził się ten wynalazek w naszej rodzinie?


kompaktowe akcesoria – lubię to 🙂


Mała (!) paczka z Coverover jeździła z nami już od dłuższego czasu. Przyprażyło słońcem, zawiniątko trafiało więc a to do plecaka wypchanego na wycieczkę rowerową, a to do torby wózka biegowego, czekając na swoją kolej. Żaden z kocyków z kolekcji małej N. nie zajmuje tak mało miejsca. Dla mnie, wiecznie obładowanej, bardzo przypadły do gustu te niewielkie gabaryty.

Okrycie może być użyte na dwa sposoby. Pierwszy z nich to „kokon” – zapinasz zamki na wysokości rąk i nóżek dziecka, zakrywasz buty materiałem i tym sposobem chowasz w Coverover całego malucha.

Drugi daje większą swobodę – po przypięciu dziecka do wózka czy krzesełka rowerowego przekładasz Coverover przez głowę małego pasażera. Rączki i buty wystawiasz przez odpowiednie otwory. Ciepło i wygodnie.

Największą próbą, na jaką wystawiłam śpiwór był Półmaraton Białystok. Pogoda kaprysiła cały weekend. Sobotę spędziliśmy w lesie, chowając się co rusz przed siąpiącym deszczem. Wieczorem rozszalała się burza, a w naszym domku na agro chwilowo zabrakło prądu 🙂 W dniu biegu od rana mocno wiało. Świeciło słońce, które niedługo później na dobre schowało się za chmurami, przynosząc lekki deszcz.


gotowe naprawdę na wszystko 🙂


Na start dotarliśmy (tradycyjnie..) na ostatni moment. Mąż raz-dwa zamontował śpiworek, mała N. została do niego zapakowana łącznie z butami. Było naprawdę rześko. Miałam 21km na różne przemyślenia i na szczęście nie musiały one dotyczyć majtającego się pod kołami kocyka. Na trasie kilka razy kontrolowałam sytuację. Wszystko ciepłe poza rączkami, które co rusz wynajdywały kolejne przekąski….

lekko wywiane dobiegamy do mety


Dopiero po dotarciu na metę zauważyłam, że mała wylała na siebie wodę z bidonu i siedzi w mini-kałuży . Jak to możliwe, że nawet nie zawołała, skoro zazwyczaj jest wrażliwa na każdy dyskomfort? Wygląda na to, że po prostu było jej ciepło.

Coverover na pewno ułatwia życie podczas biegania czy spacerów, ale zdecydowanie rządzi podczas wycieczek rowerowych! To nasz pierwszy wspólny sezon na dwóch kółkach i przyznaję, że zabierając małą na wycieczkę mam często wątpliwości, czy nie jest jej za zimno. Robi się jeszcze trudniej, gdy zaśnie na trasie… Prędkość robi swoje i dziecko marznie bardziej niż w wózku biegowym.

Coverover sprytnie rozwiązuje ten problem. Wystarczy zamontować śpiwór do fotelika rowerowego, przypiąć dziecko i założyć materiał przez głowę. Softshell, z którego jest wykonany, chroni przed wiatrem, a jednocześnie oddycha i zapewnia ciepło. Śpiworek zamyka dziecko w przyjemne gniazdko i eliminuje odwieczny dylemat każdej mamy, czy aby na pewno ubrała swoje dziecko odpowiednio do pogody. Dodatkowym elementem jest kaptur – na tyle duży, że można ubrać go bezpośrednio na kask. W bezdeszczowe dni zwija się go do kieszonki z kotkiem 🙂


Do naszego wspólnego biegania i coraz częstszego rowerowania taki patent pasuje w sam raz. Ten śpiwór sprawdza się najlepiej w ruchu. Podczas standardowych spacerów spokojnie może wystarczyć klasyczny koc (choć chyba jeszcze nie wymyślili takiego wodoodpornego 🙂 ). Ale dla szybko przemieszczających się dzieciaków, które lubią towarzyszyć rodzicom w aktywnym wypoczynku, Coverover będzie lepszym wyborem. Niekoniecznie tańszym, ale na pewno bardziej praktycznym.

W zależności od użytego materiału i designu można go kupić w trzech wersjach cenowych – TUTAJ. Każda z nich pasuje na dziecko od 0,5 roku do nawet 5 lat.

W naszej rodzince na pewno kurzyć się nie będzie 🙂



opcjonalna osłona na nóżki



chowany kapturek



schowana, ale nie skrępowana


A gdy (…jeżeli…) przyjdzie zima i trzeba będzie schować rowery do piwnicy, z miłą chęcią zapakuję N. do Coverover i przetestuję go na górce saneczkowej. W końcu „kocik” to nasz outdoorowy must have 🙂

Dziękuję za egzemplarz do testów – Coverover i Biegam bo lubię.

2 wyświetlenia

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page