top of page
Natalia Ligenza

IDZIESZ NA DIETĘ? Lepiej wracaj!

Nie mogłam uwierzyć, że to moje słowa, choć gdy bardzo się skupiłam, błyskawicznie przeniosłam się do tamtych czasów. Biurko przy oknie, ja – zwyczajnie wyglądająca dziewczyna i kalendarze zapisane drobnym maczkiem. “Gdy tylko schudnę…”, “to tylko x kg, jestem silna”, “znów się poddałam, ale zaczynam od nowa”.

Przekopałam te stare notesy kilka miesięcy temu i szok mieszał się z pełnym zrozumieniem dla tej nastolatki, a potem już 20latki.

Jeśli czujesz, że masz z nią coś wspólnego – zostań i powiedz, czy…

Znasz myśli w stylu: “będę sobą, gdy tylko zrzucę…”, “dopiero wtedy będę naprawdę szczęśliwa”, “wystarczy, że schudnę, a…”?

Myślisz, że jedyna droga to “jedz mniej, ćwicz więcej” i ruszasz nią, 1szy lub 473 raz dopingując się, że tym razem dobrniesz do mety, schroniska, nagrody? Jeśli tak, chcę Cię teraz złapać za plecak i powiedzieć:

ZAWRACAJ!

Wierzę, że twarda z Ciebie sztuka, ale czy znasz się na cudach? Będzie Ci on potrzebny, jeśli chcesz iść na dietę, a potem z niej beztrosko wrócić i świętować, że oto się stało: problemy rozwiązane, ciało lżejsze, życie lżejsze.

Coś koło 97 procentom osób to się nie udaje. Jeśli masz moc, która gwarantuje Ci wpadnięcie w 3% wyjątków – OK, nie wtrącam się. Zostanę sobie tu, w cieniu drzewa i odmacham na pożegnanie.

Wahasz się? Usiądź ze mną; pokażę Ci kawałek mapy z inną drogą. Objemy się czereśniami, a ja opowiem Ci, że można też inaczej. A żeby nie zajęło to zbyt długo, zaliczmy najpierw tylko pięć punktów. Może i nie są tak precyzyjne, jak rozpisana do co grama dieta, ale mają inną przewagę. Jeśli do nich dotrzesz, nie będzie Ci potrzebne żadne “chodzenie” na dietę.

Będziesz w domu.

MIEJSCE 1. COKOLWIEK CHCESZ ZROBIĆ “GDY SCHUDNIESZ” ZRÓB JUŻ TERAZ


Masz coś, co odkładasz na “gdy tylko będę ważyć [wstaw liczbę] kg”? To szalone, jak wiele potrafimy w ten sposób zamrozić na “lepsze czasy”.

Rzeczy przyziemne:  konkretne ubrania, chodzenie na basen czy utrwalanie wspomnień na zdjęciach. Ale też coś, co może wywrócić życie do góry nogami: ważną prezentacji, randki, szczęście od zaraz w stylu carpe diem.

Bo zawsze jest TO COŚ, ten zgryz. Damn, te cholerne kilogramy. Bo gdyby tylko…

STOP!

Znasz osoby, które wyglądają cudownie, a mimo to są nieszczęśliwe? Wiesz, że choćby Selena Gomez, przez wielu uważana za boginię, od lat walczy z…kompleksami, a jej zaburzenia są tak poważne, że zdarzyło się jej nawet odwołać z ich powodu światową trasę koncertową?

Udało Ci się już kiedyś dobić do tej wymarzonej wagi? Czy faktycznie nagle niebo rozbrysło, wszystko stało się piękne i niczego do szczęścia nie było Ci już trzeba?

Z własnego doświadczenia wiem, że NIE, bo zjechałam do tej swojej wymarzonej wagi.

Nikt mi nie pogratulował. Nikt nie zaczął mnie bardziej podziwiać. Rozczarowanie, że wcale nie jest tak wspaniale, było dobijające, a nie pomagały troskliwe komentarze z zewnątrz typu “nie obraź się, ale wcześniej wyglądałaś ładniej”.

Cokolwiek odkładasz “na później”, pod pretekstem kilogramów, zrób już teraz. MOŻESZ! Przecież w głębi duszy wiesz, że zrzucenie wagi to coś powierzchownego. Twoje cele i marzenia są większe niż to.

I nie, nie mówię, że masz się teraz zupełnie poddać i żyć z uśmiechem i dodatkowymi kilogramami, wypierając fakt, że ciężko Ci się oddycha/przeszkadzają Ci one w ruchu/czujesz się z nimi nieestetycznie. Chodzi mi tylko o kolejność. Cokolwiek czeka na “chudsze czasy”, może zacząć się już teraz. Jest zbyt wiele do przeżycia, by przykładać zbyt dużą wagę do wagi.

MIEJSCE 2. NIE DAJ SIĘ UWIĘZIĆ


…gdzieś między wagą łazienkową, kuchenną, centymetrem i skrupulatnymi notatkami. O ile nie jesteś zawodowym sportowcem, u którego kilogramy przekładają się na minuty i sekundy czy też modelką fitness (którym, choć są często piękne, współczuję) – zwyczajnie nie idź tą drogą.

Wyobrażasz sobie funkcjonować w ten matematyczny sposób na dłuższą metę? Ile przyjemności Cię ominie! Ile pyszności na spontanicznych spotkaniach z przyjaciółmi, ile przyjemnych chwil zapomnienia przy ukochanym daniu! Czy serio świat stanął na głowie, że uwielbiane przez nas ciasto pachnące dzieciństwem staje się teraz “grzechem”? Czy będziesz do końca życia wystrzegać się restauracji, czy raczej staniesz się zmorą kelnerów, domagając się spisu makro per danie?

Wiesz już mnóstwo na temat odżywiania – mogę się założyć. Co Ty na to, by najpierw zrobić tylko małe porządki i wyrzucić to, co ewidentnie śmieciowe? Obserwuj, po czym źle i ciężko się czujesz. A może są potrawy, po których boli Cię brzuch lub poziom energii zjeżdża do zera? Tam zacznij. Od razu poczujesz dobre efekty.

A jeśli to za wcześnie dla Ciebie na “wyrzucanie” tego, co mało wartościowe – dodaj to, co dobre. Pełno warzyw. Pestki. Ryby. Owoce morza. Kasze. Ziarna. Jeśli naprawdę musisz to zapić napojem gazowanym lub zagryźć batonikiem – OK, ale dopiero, gdy dotankujesz się tym dobrym. A kolejne wyzwanie to ograniczanie ilości. Albo rozcieńczanie ich wodą. Co Ty na to?

Uprość to:

– czy masz w diecie zdrowe tłuszcze? Dobre oleje, awokado, ryby, orzechy? – skąd bierzesz białko? Czy mięso, które jesz jest dobrej jakości? Co z soczewicą, ciecierzycą, tofu, jajkami? – jesz zdrowe węglowodany? Kasze, ziarna (inne niż pszenica), owoce? – warzywa: są? codziennie? często?

Jasne, że masz ochotę postawić świat na głowie i wszystko na jedną kartę. Tylko, że takie coś po prostu nie działa i potwierdzą to, mniej lub bardziej chętnie, tłumy osób, które wciąż wpadają w ten sam schemat pseudo-diet, które trwają kilka tygodni.

MIEJSCE 3. ROZPIESZCZAJ SIĘ


Wiem, jak łatwo zagryźć smutki czy stres. Na moment. Brutalnie krótki.

Wszystko byłoby dziecinnie proste, gdybyśmy jedli tylko z głodu. Tego w najprostszej postaci. Tymczasem nie ma lekko, bo ucztujemy też z głodu emocjonalnego.

Z głodu wrażeń. Głodu emocji. Głodu spokoju. Głodu równowagi. Głodu miłości. Głodu spełnienia. To normalne! Czas kopnąć raz na zawsze wyrzuty sumienia i przestać obrażać się na słabą “silną wolę”. To nie jej wina i nie Twoja. Zajadanie emocji jest wpisane w naszą naturę – jedzenie wypełnia nas, dając błogość, a ciało wchodzi w stan relaksu, żeby zająć się trawieniem, dzięki czemu cokolwiek nas nie dręczyło, chwilowo jest uśpione.

Co Ty na to, żeby poszukać innych opcji, dodatkowych?

Wiele z nich jest trudniej dostępna niż czekolada, ale działają na dłużej, a przecież tego Ci trzeba!

Zobacz, gdzie brakuje Ci równowagi. Patrz z rozmachem i szczerze.

Może coś ewidentnie nie odpowiada Ci w Twojej pracy? Może dręczy Cię jakaś sytuacja z przeszłości? Partner nie rozumie Twoich potrzeb? Czujesz, że odkąd masz dzieci przestałaś się liczyć? Brakuje Ci czegoś? Chcesz coś zmienić?

Cokolwiek nie znajdziesz, poszukaj lekarstwa – od razu. Choćby to miał być banał i mały kroczek. A jeśli nic poważnego się u Ciebie nie dzieje i jesz zbyt dużo dla czystej przyjemności  – jasna sprawa, ale zawsze możesz poszerzyć swój repertuar. Co jeszcze uwielbiasz? Sięgnij po to bezwstydnie i tyle!

Wcale nie musisz od razu ucinać przyzwyczajenia do zajadania smutków. Po prostu dodaj coś jeszcze. Nawet się nie zorientujesz, a już jedno wypleni drugie – częściowo, a nawet do zera.

 

Jeśli masz ochotę na “przegląd” swojego życia z lotu ptaka, wpadaj na tekst o moich trzech ulubionych sposobach na taką rewizję autorstwa Michaela Hyatta, Pata Flynna i Anonima 🙂

 


MIEJSCE 4.  DREPCZ ZAMIAST SKAKAĆ NA GŁÓWKĘ


Cokolwiek nie postanowisz, daj szansę starej jak świat Metodzie Małych Kroków. To wcale nie świadczy o małych ambicjach! Raczej o strategicznym podejściu do tematu. Jasne, są rzeczy, które lepiej odciąć grubą krechą, ale z jedzeniem zwykle tak nie bywa.

Wiesz pewnie, że Twój mózg za zmianami nie przepada. Będzie się upierał: “hello, przecież tak jest dobrze! co jest grane?! na co nam te dziwactwa?”. Z takim przeciwnikiem ciężko się walczy, robiąc z dnia na dzień rewolucję. Wystarczy chwila załamania, która ZAWSZE przychodzi, a Twój szalony plan runie.

Więc ponownie: nie idź na dietę, lecz rób maleńki lifting w menu. Nie ucinaj ukochanych słodyczy w 100%, ale np. w 5o – musisz to wyczuć. Bez szarpania się idzie dużo sprawniej! Nie rzucaj się na sport 5 razy w tygodniu po godzinie. Uwierz, że pół godziny 3 razy w tygodniu, ale regularnie, zrobi dużo lepszą robotę.

MIEJSCE 5. ODPOWIEDZ SOBIE SZCZERZE, CZY NAPRAWDĘ M U S I S Z 


Przechodzenie na diety pochłania energię. Jeśli utniesz zbyt wiele kcal – mózg zastrajkuje. Potrzebuje przecież paliwa na codzienne czynności! Notoryczne myślenie o tym, co się już zjadło, a co się zje niebawem, też wysysa energię. Nagle masz wrażenie, że wszystko kręci się wokół czegoś, co powinno być dodatkiem do życia, a nie jego esencją.

Jeśli faktycznie masz nadprogramowe kilogramy lub wiesz, że Twoja dieta jest mocno daleka od zdrowego ideału – jasne, eksperymentuj! Tylko błagam, nie WALCZ. Jeśli nastawisz się na tryb walki z samym sobą i “silną wolą”, całe Twoje JA wejdzie w stan stresu. To spowalnia metabolizm i sprawia, że codzienność staje się zmorą – kto chciałby dzień w dzień wystawiać się na pole walki?

Bywa i tak, że wszystko jest w porządku, nasza waga jest odpowiednia, jemy odżywczo, czujemy się dobrze, a mimo to uparcie postanawiamy: “Schudnę. Choćby te 3 kilogramy albo 5!”.

Jeśli ewidentnie nie idzie, a ten cel z motywującego stał się dobijający, pomyśl, czy go nie ubić. Bez sentymentów. Każdy z nas ma pewną wagę, do której organizm naturalnie dąży. Taką, którą łatwo nam utrzymać. W moim przypadku okazało się, że to 60kg. Mam 164cm. Ha! Przyznajcie się, ile z Was ma podobnie i chcecie, żeby to było mniej, mniej, mniej?

Próbowałam latami. Nie żartuję. Na pierwszą “dietę” poszłam w wieku 8 lat. Wtedy też kupiłam sobie na Zielonej Szkole skakankę i codziennie “trenowałam”, bo miałam wrażenie, że to pozwoli mi być tak bardzo szczupła, jak moje koleżanki. Teraz się z tego śmieję, ale po drodze wcale zabawnie nie było. Lecz to już inna historia 🙂

Jeśli więc Ty też masz cel, któremu opiera się Twoje ciało – spróbuj zwyczajnie odpuścić lub trochę go zmienić. Być może do dobrego samopoczucia wystarczy Ci np. kilku sesji z doświadczonym trenerem, który pokaże Ci, jak wydobyć z Twojej sylwetki jej naturalne piękno? O typach ciała pisałam już wielokrotnie. Jeśli jesteś endomorfikiem, możesz kląć, na czym świat stoi, ale nigdy nie będziesz jak Kate Moss. Zresztą, czasy poszły już tak do przodu, że nie ma jednego, utartego kanonu piękna i dziewczyny z ciałem, ale pewne siebie i spełnione, robią o wiele lepsze wrażenie niż te przygnębione, w rozmiarze 34.

IDZIEMY?

OK, koniec tej naszej siesty pod drzewem. Dalej tęsknie zerkasz na tę dietetyczną drogę? Daj sobie chwilę i odwiedź najpierw te miejsca. Jeszcze raz:

1: Cokolwiek odkładasz na “kiedy schudnę”, zacznij robić już teraz. 2: Nie daj się usztywnić liczbom, wadze, pomiarom. 3: Porozpieszczaj się. Posprzątaj w swoim życiu, spójrz szerzej niż do lodówki. 4: Zrób maleńki lifting, zamiast wywracać wszystko do góry nogami. 5: Powiedz sobie szczerze, czy faktycznie musisz cokolwiek zmieniać w swoim wyglądzie. Może problem jest kompletnie gdzie indziej, a jedzenie to tylko odciągacz uwagi od tego miejsca?

Spróbuj i zawróć, zanim dołączysz do tej przygniatającej masy osób, które pakują w dietę energię, serce i pieniądze, tylko po to, by wrócić z niej z niczym więcej, niż z wyrzutami sumienia i mętlikiem w głowie.

Skoro mi się udało – dziewczynce od skakanki, nastolatce od kartonu dietetycznych kalendarzy – to Ty też NA PEWNO MOŻESZ. Dobrej podróży!

 

PREZENT


Mam dla Ciebie coś jeszcze, żeby uprościć Ci tę drogę. To jednokartkowa ściąga, jak poczuć się lepiej dzięki zmianom w tym JAK jesz, a nie CO jesz. Wystarczy dołączyć do Miasteczka Biegaczy – listy moich subskrybentów. Żadnego spamu, same prezenty i przydatne treści!

Poza ściągą dostaniesz też:

– listę zdrowych zastępników sklepowych słodyczy – ebooka o motywacji do biegania dopasowanej do charakteru checklistę na maraton/półmaraton


2 wyświetlenia

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

댓글


bottom of page