top of page

KOLORY COLORADO #16. DOŚWIADCZ COLORADO!

Byłam gdzieś w połowie mojego sushi, gdy powiedział: „Buenos Aires albo Kolorado”. I tak szybko, jak pocisnęłam z radości w górę (bo projekt „wyprowadzka z PL” w końcu namacalna), tak szybko wróciłam do tu i teraz i moich futomaków. Że też ze wszystkich miejscówek w USA muszą nas transferować do krainy, która kojarzy mi się z absolutnie niczym; ewentualnie zapyziałą miejscówką, po której wśród dzikich bizonów biegają emerytowani kowboje? Ha, z bizonami trafiłam akurat całkiem nieźle. Za to inne walory i kolory Colorado wyszły na jaw już przy naszym pierwszym, niecierpliwym rzucie oka na Google Photos. Reszta w praniu, które przy trójce maluchów robię na amerykańskiej ziemi od dwóch lat i hurtowo 🙂

Myślisz o podróży do Kolorado? Mam dla Ciebie tutejsze perełki zasługujące na miejsce na Twojej liście.

WELCOME TO COLORFUL COLORADO

Lądujesz pewnie w Denver – na lotnisku, wokół którego wije się teoria spiskowa. Mroczne murale, tajemnicze słowa wyryte na podłodze, tablica upamiętniająca nieistniejącą organizację związaną z Nowy Porządkiem, pasy startowe ułożone w swastykę, nietypowa sieć podziemnych tuneli, a na deser apokaliptyczna rzeźba konia z czerwonymi oczami, która…zabiła tworzącego ją rzeźbiarza. Welcome to Colorado! Od tego momentu potrzebujesz tylko czasu, karty kredytowej, okularów przeciwsłonecznych (niezależnie od pory roku) i bidonu na wodę (sucho tu jak diabli, za to pije się kranówkę plus dystrybutory są prawie wszędzie). Lecimy dalej.

Jakie jest Denver? Wysokie (leży dokładnie na wysokości jednej mili = ok. 1600m n.p.m.) i…trochę dziwne 🙂 Z lotu ptaka DEN wygląda jak zbudowane pośrodku niczego – i w sumie tak właśnie było; wszystko zaczęło się od gorączki złota. W downtown jest tu trochę wysokich budynków – a to naprawdę ultrarzadki widok w Colorado. Im dalej pojedziesz, tym więcej zobaczysz przestrzeni i natury. Powody, które wymieniają osoby przeprowadzające się tutaj z innych stanów to pogoda (gwarantowane słońce i 4 pory roku), góry (co nie wymaga większego komentarza, ale i tak go zaraz wytoczę) i….legalna trawka 😉 Nie kojarzę, żebym widziała tu kogokolwiek palącego klasyczne papierosy. Inne za to…cóż, można je często wyniuchać w powietrzu. Pachnie ono tutaj świeżością, zimą jest krystaliczne, latem można mieć wrażenie, że jest go za mało. Wysokość robi swoje, ciśnienie wynosi zwykle poniżej 900 hPa, a stan zamienia się w coś na kształt pustyni przypalonej brutalnym słońcem…

Startujesz w Denver. I, jeśli nie jesteś fanem browarów wszelkiego rodzaju (jest ich tu w okolicy ponad 150) – serio; starczy Ci jeden, dwa dni na pobujanie się po okolicy i okiełznanie jet lagu. Uwielbiam w tym mieście jedynie panoramę – ponad 220km Gór Skalistych, wyglądających jak fototapeta. Cała reszta…hm, znając tyle uroczych miast w Polsce i Europie nie umiem znaleźć zbyt dużo do pozachwycania się w Denver. Knajpy? OK; zwykle poleca się burgery, ostrygi. Mecze? Szaleństwo hokeja, footballu, baseballu, koszykówki. Muzea? Jest tu parę świetnych, jak Wings Over the Rockies Air Museum czy choćby Children Museum, ale…serio, to by było na tyle. Moje skromne zdanie każe mi Was uprzedzić, że miasto nie ma w sobie zbyt wiele uroku i należy do bardzo zwyczajnych; ma za to jedną nokautującą wady zaletę: można stąd ruszać dalej, w głąb Colorado. Jeśli jest lato, a więc na 99,9% i upalnie, a na dodatek podróżujesz z juniorami – orzeźwijcie się w Water World, które jest dla odmiany naprawdę świetne, i tyle Was tu widzieli 🙂 Najlepsze kierunki, które możesz z DEN sobie obrać, to zachód, południe i północny zachód. Plus północ, jeśli jest ona częścią dalszej podróży do Wyoming i kultowego Yellowstone czy Grand Teton! I TAK, w Colorado notorycznie używa się stron świata do określania, jak się gdzieś dostać – jak się pewnie przekonasz, mieszkańcy tego stanu są dość konkretnie zafiksowani na naturę i aktywne życie. Tu ukłon po pas w kierunku Losu, który posłał mnie tam, gdzie pasuje moje dzikie serce!

Powiem tylko, że w niedalekim Boulder mieszka m.in. Scott Jurek, którego miałam szaloną przyjemność spotkać osobiście, a nawet z nim pobiegać; a gdy raz na jakiś czas dołączam do grupowych przejazdów po 70-80-90km na szosie, to…odsadzają mnie bez większego problemu kobiety wyglądające od tyłu na cudnie wycieniowane 30stki, podczas gdy na postoju okazują się być co najmniej dwa razy starsze 🙂 Bieganie, triathlon, rafting, rowery wszelkiej maści, hiking, wszelkie zimowe sporty, wspinaczka…mogłabym tak długo, a nie mogę – musimy w końcu ruszyć się z Denver dalej! Pozwól teraz, że rozpierzchniemy się w różne strony. Jeśli coś, co Ci opowiem przemówi do Ciebie mocniej – mniejsza o kilometry! Benzyna w USA jest przyjaźnie tania, a im dłużej tym będziesz, tym bardziej drastycznie zmieni się Twoja percepcja słowa „daleko” 🙂

CO NAJLEPSZEGO MOŻESZ ZROBIĆ W COLORADO?

Zatrzymać się w Red Rocks Amphitheatre, jeśli nie na koncert (a grała tu imponująca liczba światowych sław) czy poranną jogę, to choćby dla cudownych widoków. Pogubić się w Garden of the Gods – skalnym ogrodzie, który jest dla mnie dobrą zapowiedzią tego, co czeka Cię w Colorado. Wjechać autem (!) na najwyższe możliwe w USA szczyty, Pikes Peak lub Mount Evans. Oba leżą ponad 4300 m n.p.m. i powiem tak: bez dwóch zdań warto, pod warunkiem, że nie czujeSZ lęku przed wysokością i otwartą przestrzenią. Nigdy nie zapomnę wyjazdu na Mount Evans. Pogoda przełączała się z minuty na minutę. Wystartowaliśmy w 30+ stopniowym upale; po półgodzinnym podjeżdżaniu wylądowaliśmy wśród śniegu, a krajobraz po drodze i wyeksponowana droga bez barierek wzbudzała delikatnie mówiąc niepokój 😉

Wpaść do Boulder; które góruje w rankingach (niestety również tych cenowych), a to wszystko przez cudowne położenie u zbocza gór; setki tras na wyciągnięcie ręki i sportowo-hippie-foodie-boho atmosferę. To etyczne miasto bez np. Walmartu; pełne za to lokalnych produktów oraz…studentów. Gdyby nie mocno podkręcone ceny (i tak b. wysokich w Colo) domów i okrutna ich dysproporcja vs. standard – to miasteczko zdecydowanie polecałabym do przeprowadzki. Tymczasem żyjemy sobie 20 minut od niego, ale to materiał na inną bajkę 🙂 W Boulder przejdź się koniecznie deptakiem Pearl Street i z rożkiem naturalnych lodów czy tam falafelem i daj się wciągnąć atmosferze miasteczka: zatrzymuj się przy ulicznych grajkach, tancerzach i innych showmanach; pokręć się po górskich i jogowych sklepach, kup coś w klimatycznej księgarni. Idealnie byłoby pokonać tu choć jeden szlak – jedynym problemem jest, który spośród takiego bogactwa wybrać 🙂 Jeśli spieszysz się dalej, podjedź do podnóża Flatirons i podejdź wyżej, choćby trochę. Możesz poćwiczyć liczenie, mijając mnóstwo aktywnych lokalsów – w 90% wędrujących ze swoimi psami. Nie daj się zwieść pogodzie – w Colorado górskie wędrówki to sport zdecydowanie całoroczny; na stałe wpisany w DNA tego stanu. Masz ochotę na więcej? Googluj Eldorado Canyon, Chautauqua Park czy Bear Peak. Kochasz wędrować? Zainstaluj alltrails.com i ach, tyle przed Tobą 🙂 A potem…. Dotrzyj do miasteczka Estes Park, z którego wjedziesz do coloradowego cudu natury – Rocky Mountain National Park. W Estes trochę się pobujaj; zjedz coś pysznego, skuś się oryginalną pamiątkę, bo choć jest ich tu pełno, daleko im do masowej tandety.

A stąd…OK, serio, na Colorado trzeba mieć czas! Celebrować  To nie miejsca na szybkie wpadnięcie pod kultowe namiary na fotkę, jakich w sieci na pęczki. W RMNP będziesz pchełką. Jeśli chcesz zrobić plan minimum – przejedź się Trail Ridge Road – spektakularną trasą wspinającą się do niemalże 4000 m n.p.m. Bajka. Duże wysokości, przestrzenie, dzika natura, wolność. Tak tu jest, tak generalnie. Pod domem przemykają nam wiewiórki i zające; biegając spotkałam już ponad kilkadziesiąt razy kojota, a miłośnicy dzikich zwierząt mogą wybierać trasy wiodące przez miejsca, gdzie najłatwiej można je spotkać. Ja w związku z dziećmi i bujną wyobraźnią takich szlaków unikam i póki co minęłam na trasie tylko dwa łosie (spotkanie 1go stopnia i miękkie nogi) i spałam parę dni na campingu, gdzie zdaniem rangera mieszkały przyjazne niedźwiedzie 😉

Wracamy na trasę!

Jeśli nie chcesz wysiąść na dłużej z auta i wędrować ani rozbić tu namiotu (kolejna top „tradycja” w Colo) – objedź kurorty, choć niektóre. Jesteś tu narciarskim sezonie? To dość możliwe; w zeszłym roku trwał od października do lipca 😉 Pojeździj!! Jest tu szalony wybór tras, słońce i regularne dostawy śniegu – piszę to dzień po tym, jak w ciągu dwóch dób spadło…niemal pół metra. Aspen pewnie znasz; ale nie ma sensu przepłacać – chyba, że chcesz zapolować na jakiegoś celebrytę lub zobaczyć Maroon Bells – podobno najbardziej upodobany przez fotografów widok w Colorado. Spójrz na mapę. Pojeździsz w Loveland, Vail, Breckenridge, Copper Mountain, Telluride, Winter Park, Beaver Creek, Keystone, Arapahoe Basin, Crested Butte, Silverton…czego możesz się spodziewać? Braku oznaczenia czerwonych tras (odpowiednik czerwonych jest oznaczony na czarno ;), pięknie przygotowanych stoków, minimalnych kolejek, ludzi, którzy na wyciągu koniecznie muszą zagadać i…prawie nigdy nie zamykają zabezpieczenia. Uważają, że to „co najwyżej dla dzieci”, a choć lęku wysokości nie mam, nie czuję się czasem zbyt pewnie bujając się bez barierki nad zboczem Rocky Mountain 😉 Chcąc się tu narciarsko czy snowboardowo wyszaleć, ustaw sobie przypomnienie na środek lata i kupuj karnet na parę ośrodków jednocześnie – zwróci Ci się już po trzech-czterech dniach. A! I mocno zachęcam do poszukania klimatycznego AirBnb. Z kominkiem, drewnianym wnętrzem i charakterystycznymi obrazkami na ścianach. W dzień stok, wieczorem basen lub jaccuzzi – tylko, jeśli wracasz do swojej chatki po zmroku, uważaj na dzikie zwierzęta 🙂

A! Jeśli nie lubisz zimowych klimatów (choć zima w Colorado jest kapryśna i temperatury skaczą od -20 do 20paru 😉 – co powiesz na gorące źródła? Sprawdź Glenwood Hot Springs; choć to jedynie jedna z wielu opcji. Wpisz też na listę Hanging Lake – bajeczne miejsce, które trzeba wcześniej zaplanować – wejścia na trasę są limitowane; widok i kolor wody rozbrajają. Zmieńmy nieco klimat i zróbmy pitstop w miasteczkach z czasów gorączki złota, gdzie czas jakby się zatrzymał. W Idaho Springs możesz zrobić wycieczkę po kopani i pobawić się w wydobywanie złotych drobinek; a jeśli masz ochotę na podstarzałą, opuszczoną wersję Vegas – Black Hawk i Central City są tuż obok.

Co jeszcze możesz?

Pobujać się po Colorado Springs; miasteczku dr Quinn! Wjechać na potężny teren United States Air Force Academy czy też zobaczyć Olympic Training Center – wysokość nad poziomem morza przyciąga tu sportowców na obozy kondycyjne. A skoro już jesteś w okolicy i masz za sobą lunch w małym, ale dość uroczym downtown – podskocz do Manitou Springs i zutylizuj trochę kalorii na Manitou Incline. Prawie 2800 schodów, ponad 600m przewyższenia i ok. 45 stopni średniego nachylenia – szybki i dobry wycisk z opcją zbiegu lub zejścia przez las.

Skok nad kanionem? Odkąd zobaczyłam opcje na podkręcenie adrenaliny w Royal Gorge, jednym z najwyżej położonym moście na świecie – po prostu musiałam tam pojechać! Polecam Ci gorąco. Sam most robi już mocne wrażenie; a jeśli dodasz do tego tyrolkę czy skok na linie (to my!) nad kanionem…cudo. Można też przejechać na drugą stronę gondolą.

Jeśli jedziesz dalej, do Utah (a omamo-jak-bardzo-warto!) – masz kolejnych n opcji. Podróżujesz na południe od DEN? Co powiesz na najwyższe wydmy w USA, czyli Great Sand Dunes National Park? Mieszkają tu m.in. bizony, pumy czy antylopy; możesz spróbować swoich sił w zjeździe na specjalnej desce (sandboard? :-)) czy sankach, a to wszystko oczywiście po zboczu wydmy. To miejsce jest najmocniej oblegane na wiosnę, gdy śnieg spływa z gór i tworzy szeroki, płytki strumień, który daje orzeźwiający kontrast. Zabierz ze sobą dmuchany ponton! Przyda się w Colorado wielokrotnie 🙂 Zaplanuj też sobie dzień w Mesa Verde National Park, żeby przenieść się w czasie i obejrzeć osiedla Indian wpisane na listę UNESCO, które szacuje się nawet na VI wiek naszej ery. Dla miłośników historii miejsce mocno wskazane!

Skręcając też na Utah, zjedź do Black Canyon National Park – choć jeszcze tam pełnoprawnie nie byłam, coś czuję, że będę 🙂 Nie popełnij mojego błędu i nie jedź w tej okolicy w nocy – ominie Cię wtedy przełęcz Wolf Creek Pass, o której powstała nawet jakaś znana (choć jej nie znam 🙂 ) piosenka.

Zbliżamy się już do Utah, a przy granicy CO z UT jest jeszcze jeden cud natury – Colorado National Monument. „Monument”? Może zmylić. Ten pomnik natury ma….55km kw i robi ogromne wrażenie, dając Ci dobry przedsmak tego, co czeka na Ciebie w Utah czy Arizonie. Stop na moment. Czy ktokolwiek jest tu jeszcze ze mną? Dlaczego z n o w u nie ogarnęłam postanowienia pt. „piszę w mocnym skrócie”? Stop; czas to jakoś spiąć! Powiem Ci więc tyle. Idealna opcja na doświadczenie Colorado to tryb slow pomieszany z wysiłkiem plus sporo spontanu.Tryb, którego z moją trójeczką na pokładzie nie jestem w stanie w pełni doświadczyć, ale w ciemno obstawiam, że to byłoby najbardziej TO. Wczesne ranki w na górskiej trasie, bicie rekordów na zdjęcia natury, szukanie lokalnych perełek kulinarnie i artystycznie; skręcanie do tycich miasteczek niemal opustoszałych po gorączce złota; spanie pod namiotem, ogniska do późna, deska do późna, spływ pontonem na rzece, zlanie się ze studentami w Boulder czy Fort Collins, pociskanie na szosie czy górskim rowerze, bieganie przepalające płuca i inne takie.

Podróżujesz z juniorami? Poszukaj miejsc ze śladami dinozaurów – Colorado jest tutaj w czołówce. Zdobądźcie odznakę junior rangera. Zbierajcie pieczątki w narodowych parkach (działa na terenie całych Stanów, super motyw na road trip!). Weź przyczepkę rowerową czy tam małe rowery, nosidło górskie na plecy; wyładuj plecak przekąskami, róbcie sobie lekcje geografii i biologii w terenie 🙂  Śpijcie pod namiotem i róbcie wszystkie te genialne dla dzieci rzeczy z tym związane. Kup podróżnicze karcianki i Scavanger Hunt, testujcie lody i zbierajcie kolorowanki z restauracji; wpadnijcie do miasteczka duchów, poszalejcie w wodnym parku. Całe moje trio nie znosi wręcz jazdy autem, ale dzięki paru sztuczkom udało się nam z większym lub mniejszym powodzeniem vs. plan objechać mnóstwo miejsc w Colorado, Utah, Arizonie i Californii. Zresztą, mniejsza o plan 🙂 Kto z Was dojechał do samego końca jest uprzejmie, ale dosadnie proszony o komentarz, bo dla takich długodystansowców należą się osobne gratulacje za wytrwałość w czytaniu!  Tak wygląda spory wierzchołek Colorado. Topowe miejsca, choć ciągle przychodzą mi jeszcze na myśl nowe, zwłaszcza te z gatunku „hidden gem”. Nic więcej powiedzieć nie mogę; bo jeśli tu przyjedziecie, sami odkryjecie swoje miejsca, swoje Colorado 🙂 Czy to Twoje klimaty, a może absolutnie nie i perspektywa zaledwie jednego dużego miasta na tak duży obszar to dla Ciebie nieporozumienie? Powiedz 🙂 Inne teksty o życiu w USA ugryzionym z przeróżnych perspektyw znajdziesz w dziale Kolory Colorado. Tymczasem – take care! 

Lubisz czytać o USA? A ja pisać! 🙂 Zobacz dotychczasowe odcinki w dziale Kolory Colorado. A jeśli wolisz urywki z życia i podróży po Stanach – chodź na mój Instagram! Zobacz wyróżnione relacje i śledz InstaStories – tam zawsze znajdziesz coś w amerykańskim klimacie 🙂

17 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page