top of page

KOLORY COLORADO #13. Za czym będę tęsknić po powrocie do Polski?

Rok temu byłam gdzieś między dopinaniem ostatnich projektów w pracy, labiryntem kartonów w naszym warszawskim mieszkaniu i trasą dom-Żabka, gdzie też kupowałam awaryjnie serek wiejski, który w jakiś magiczny sposób koił mój żołądek w 1szym trymestrze z Twixami. Teraz piszę na raty w miejscu, które rok temu znaliśmy tylko z Google Photos…i skoro moje trio śpi, a nam stuknął nam w USA prawie rok – niech będzie jesiennie. Jesienią się, jak wiadomo, tęskni. Za czym będę tęsknić, gdy już wrócę do Polski (za którą wzdychać już też jak wariatka, ale o tym innym razem)?

 

Tekst jest częścią cyklu Kolory Colorado, gdzie pokazuję USA z mojej bardzo nieobiektywnej perspektywy 🙂 Enjoy!

 

1. AWOKADO

Oł jes. Zmęczenie daje się we znaki i to 1sza rzecz, która wpadła mi…pod palce 😉 Niech żyją wpływy Meksyku! Awokado jest tu wszędzie, mięciutkie, gotowe do zjedzenia, idealnie zielone w środku, tanie. Ląduje na naszym stole dzień w dzień. Nareszcie nie muszę robić żadnych kombinacji typu przymknięcie w ciemnej torebce z bananem, coby z twardego jak kamień zrobiło się takie rozpływające w ustach.

2. AMAZON

Skoro już przy “A” jesteśmy, to…aaa, jak silna będzie tęsknota za Amazonem! (….i jak odetchnie nasza karta kredytowa, gdy odepniemy ją od amazońskiego konta). W mojej wyboistej sytuacji to istne zbawienie. Kupuję tam niemalże wszystko: od książek, przez wszelkie dziecięce akcesoria po genialne wiórki kokosowe, które wącham, gdy mam zły dzień – jakoś radzić sobie trzeba. Zakupy to czasem dosłownie kilkadziesiąt sekund, można prenumerować to, co kupujemy regularnie, a paczki przychodzą zwykle dwa dni później i czekają na wycieraczce. Amazonie, wbijaj ja Cię proszę do Polski!

3. POGODA


…i powietrze. Nie musiałam czytać badań (choć i tak to zrobiłam) żeby wiedzieć: jest krystalicznie czyste. Pachnie. Uwielbiam poranki, często bardzo rześkie, gdy robię turbojogę na balkonie. I to, że temat smogu tu po prostu nie istnieje. I jeszcze to, że mała tu praktycznie nie choruje, a jest pełnowymiarowym przedszkolakiem.

Co do pogody – na lotnisku w Denver wisi billboard z tekstem, że jest tu 300 dni słonecznych i 365 dni, w których ludzie o tym słońcu mówią…;-) Brzmi nieźle, ale latem parzy za bardzo. Wyobrażałam sobie leniwe piknikowanie na kocyku w jego promieniach i po raz enty przekonałam się, że czasem moje fantazje są wzięte z księżyca.

Rzeczywistość była taka, że żyliśmy jak pod wielką jarzeniówką, słońce paliło skórę jak żelazko, a wychodząc z wózkiem wykonywałam skomplikowane operacje zacieniania go w zależności od kąta padania palących promieni.

Ale już cztery pory roku, błękitne niebo czy akcje, gdy rano sypie śniegiem, a zanim się zbierzemy juz go nie ma – no uwielbiam. Cudną ma aurę to Colo.

4. KSIĄŻKI I BIBLIOTEKA


Mój wewnętrzny mol książkowy aż się trzęsie na widok tych wszystkich książek na Amazon, których w Polsce jeszcze nie ma lub być może nigdy nie będzie; a w Barnes&Noble mogłabym siedzieć godzinami, zatopiona w fotelu (kolejna fantazja, bo między jednym a drugim kp mogę co najwyżej przemknąć, powąchać, podotykać i złapać coś w pośpiechu).

Kto ogląda moje InstaStories kojarzy też bibliotekę; jest najlepsza, w jakiej byłam w życiu. Już sam dział dla dzieci to po prostu…no, bajka, a gdy na widok tych wszystkich cudeniek spytałam o limit książek do wypożyczenia usłyszałam, że…lepiej nie brać więcej niż 100 naraz. WHAT?! 😀

5. SPORT “POD DOMEM”


Basen i siłownia kilkanaście kroków od domu to coś, za czym prawdopodobnie będę chlipać w chwilach słabości. Wracać w stroju kąpielowym do mieszkania, pływać pod gwiazdami…Nie trzeba być przesadnie romantycznym, żeby się tym zachwycić 🙂 O tym, jakim jest to dla mnie wybawieniem przy dwójce półroczniaków i czterolatce nawet nie wspomnę…Uh, czy ja właśnie o tym wspomniałam?

6. SPORT “POZA DOMEM” 


Pod tą dziwaczną nazwą chciałam napomknąć, że tutejsze trasy rowerowe wyrywają z butów, a ich ilość przyprawia mnie o zawroty głowy i chęć powrotu w te rejony gdy tylko moje okienka na jazdę wydłużą się do kilku godzin zamiast jednej.

Wyżyłowani biegacze (często topless 😉  i kolarze upiększają dodatkowo biegowo-rowerowe trasy. Mieszkanki Colorado dzielę na kilka typów, a jeden z nich, bardzo klasyczny to opalona, wysportowana dziewczyna w markowych ubraniach i łydkach umięśnionych od biegania po górach.

Do tego hiking (brzmi bardziej sportowo niż “chodzenie po górach” 🙂 ), wspinaczka, narty/snowboard! Mnóstwo sklepów sportowych i ceny mocno kuszące w porównaniu do polskich.

Los wiedział, gdzie nas rzucić, a ja kombinuję, żeby złapać tyle tej sportowej atmosfery, ile to możliwe. No i oczywiście mój koronny cel: 1/2 Ironman w Boulder w 2019! Na samą myśl nogi chodzą mi pod stołem.

7. LUZ


Wprawdzie biorę już solidną poprawkę na wszędobylskie deklaracje świetnego samopoczucia, ale…jakoś tak ciężej się dołować, gdy wokół wszyscy zdają się widzieć kolory, szklankę do połowy pełną i tak dalej.

Domyślny tryb Amerykanina to zadowolenie (a może tylko dobrze udają?). W naszych rejonach ludzie są otwarci i zainteresowani, zdają się też kompletnie nie przejmować czymś tak powierzchownym jak strój czy wygląd, co można ocenić w dwie strony i czasem taka niedbałość mnie zniechęca. Klasyką jest tutaj, że ludzie wychodzą na spacer z psami w piżamach, a co bardziej wyluzowani potrafią w nich zataczać szersze kręgi – podjechać do marketu albo zejść na śniadanie w hotelu.

Mimo wszystko będąc tu czuję się bliżej tej amerykańskiej idylli, życia po swojemu, wiary w siebie i tak dalej. To się udziela – nie wnikajmy, czy czasem nie wskutek prania mózgu amerykańskim contentem. Także ja, idealistka z natury, mam tutaj niezłą pożywkę i fruwam czasem pod sufitem czy tym bezchmurnym niebem roztaczając przed sobą wizje przyszłości, po czym moja rzeczywistość ściąga mnie za kieckę na ziemię 🙂

I tak wiele, wiele razy dziennie…

8. NATURA


Puste przestrzenie w Warszawie praktycznie nie istnieją. Gdy kupowaliśmy mieszkanie deweloper zaręczał, że ten mikrokawałek ziemi tuż obok zostanie nieruszony, ale sprawa się oczywiście sypnęła, żadni prawnicy nie pomogli i tak oto powstał blok przytulony do bloku.

Tutaj puste przestrzenie wykładają ten kraj jak potężne puzzle. Kocham szczerze widok gór – raz ostry jak żyleta, czasem przysypany deszczem czy straszący burzą. Niesamowicie kojący jest horyzont i to, że tego krajobrazu nie przecinają żadne wielkie budynki, wieżowce, bloki. Czuję się tu bardzo blisko natury – i w Colorado i w innych miejscach, które do tej pory udało się nam zwiedzić. Mnóstwo miejsc mamy jeszcze na liście i odliczam, aż bliźniaki nieco ułatwią nam zadanie. Góry, łąki, jeziora, kaniony, gejzery, ocean, rzeki…Stany są przyrodniczo po prostu przepiękne.

9. JĘZYK


Coś tu trzeba będzie wymyśleć, żeby nie stracić z nim kontaktu… a już zwłaszcza w przypadku mojej przedszkolaczki. Gdy słyszę jej akcent (w życiu nie wymówię “caterpillar” tak, jak ona :D) i widzę swobodę, z jaką sobie rozmawia czy to z dziećmi, czy z dorosłymi kompletnie odechciewa mi się wysyłać ją na klasyczne lekcje angielskiego z notowaniem słówek w zeszycie i nudnawymi czytankami nadźganymi niepotrzebnymi słowami…

 

Angielski z perspektywy mojej i mojej 4latki – hop. Mam tu osobny tekst na ten temat. 

 

Codzienne otaczanie się angielskim jest zwyczajnie przyjemne. Kto wie, dlaczego? Bo ja nawet nie mam pomysłu 🙂

10. PODRÓŻE


…bo przecież busem przez świat, camperem przez USA, bo filmowy roadtrip, bo tak wiele znanych z filmów miejsc, bo tak rozszalała cywilizacja, bo tak dzika natura, bo tu można by krążyć i krążyć i…

Ceny biletów krajowych i paliwa nie ułatwiają spokojnego siedzenia w domu, a wybór sprawia, że aż trudno wybrać od czego by tutaj zacząć. Moją listę “must see” musiałam ostro poszatkować, bo człowiek się robi zachłanny i chciałby tu krążyć jak Jutjuber podróżniczy, a to się tak do końca nie da (chociaż ups, w USA WSZYSTKO się da, no przeeeecież).

Póki co krążyliśmy duuuużo po Colorado w trybie głównie weekendowym, zrobiliśmy 8dniowy roadtrip po Californii i 3dniowy między Vegas a Grand Canyon. Na Instagramie pokazuję migawki, trochę zapisałam też na stałe pod moim profilem, czujcie się zaproszeni 🙂

 

No i masz babo placek (w wersji USA: donuta tudzież muffinkę): ależ kolorowo to wyszło! Czy w takim razie w głowie mi się powywracało, że mimo to tęsknię już do Polski? W kolejnym odcinku Kolorów Colorado opowiem, dlaczego i co naprawdę mamy u siebie takie, że łezka mi się w oku kręci.

Na koniec pytanie za 100 punktów z gatunku “dla publiczności”: widzicie siebie na stałe w USA, czy może jednak wygrywa patriotyzm lub kompletnie inne miejsce? Jakie?

 

Pozostałe części tekstów o USA są o tu. 

 

2 wyświetlenia

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page