top of page
Natalia Ligenza

KOLORY COLORADO #11. Ciąża w USA.

Dziki Zachód czy american dream? Kolejna odsłona amerykańskiej rzeczywistości. Tym razem będzie lekko bezwstydnie, bo zabieram Was po gabinetach, szpitalach i, o zgrozo, do wnętrza koperty z rachunkiem 🙂 

Najpierw szybki teleport do przeszłości. Po dwóch tygodniach w excelu, na mailach i telefonach mój P. podpisał kontrakt. Taki obejmujący trzy osoby. Klepnięte, lecimy do Denver!

…o tym, że jednak nie w trójkę, ale w piątkę, dowiedzieliśmy się zaledwie kilka dni później. Czyste szaleństwo; ale zaczęło się na dobre, gdy zapytaliśmy Google o coś w stylu “hospital bill twins”. Zamarliśmy, patrząc na pięcio- i sześciocyfrowe rachunki. Czy za tę przyjemność będziemy spłacać kredyt do końca życia?!

Poukładało się, ale był moment, gdy wizja wyjazdu do Stanów odpływała nam tak szybko, jak przypłynęła.

Czas minął, brzuch urósł, a gdy to czytasz, jego mieszkańcy są już na świecie 🙂 Jak wyglądało te kilka miesięcy prowadzenia ciąży za oceanem?

BADANIA

Znacie pewnie dobrze motyw: odbiór wyników, szybkie sprawdzenie w sieci, walące serce! panika!! Co za emocje! Jak to jest, że na polskich forach i grupach FB pełno jest pytań medycznych, a w USA sielanka, spokój i co najwyżej rozprawa o wyborze chusty czy rock ‘n play?

Odpowiedź jest jedna: nieświadomość 🙂 Nie miałam tu żadnej karty ciąży ani bladego pojęcia, jak wyglądają moje wyniki. Lekarz informował mnie tylko, że “wszystko jest w porządku”. Jeśli  drążyłam – odpowiadał; ale żeby nie zyskać opinii najgorszej pacjentki w historii, pytałam tylko o bardzo wybrane parametry 🙂

Różnice między Polską są tu dla mnie naprawdę ogromne! Prowadziłam ciążę bliźniaczą w USA od 4 miesiąca przy bardzo dobrym szpitalu o najwyższym stopniu referencyjności i wyglądało to tak:

wizyty miałam początkowo co miesiąc, od ok. 7 miesiąca co dwa tygodnie, od 32 tc co tydzień – na starcie dostałam informator: co jeść, jak ćwiczyć, co uważa się za niepokojące. Do tego folder odnośnie porodu, w tym m.in. szkoła rodzenia, z opcją zajęć również dla…psów. morfologię robiono mi zaledwie dwa razy – dodam, że krwi nie pobierała pielęgniarka w profesjonalnym fartuszku, lecz np. student w sweterku i jeansach badanie moczu robi się przy każdej wizycie, ale wygląda to do tego stopnia inaczej, niż w Polsce, że 1szy raz aż zwątpiłam, czy się nie przesłyszałam 🙂 Wybaczcie, ale będzie dosłownie: wchodzisz do łazienki, sikasz do zwykłego papierowego kubeczka, naklejasz swoje nazwisko i wstawiasz do okienka 😉 test glukozowy 3 godzinny robi się tylko w sytuacji, gdy 1 godzinny wyjdzie nie tak. To akurat ulga, bo o tym, jak bardzo jest on obrzydliwy wiedzą tylko te, które go przeszły. Dostaje się butelkę ze słodkim napojem o różnych smakach do wyboru, po godzinie jest wkłucie. Finito. USG sprawdzające wzrost dzieci miałam raz w miesiącu, co i tak jest ponad normę – w pojedynczej ciąży robi się je tylko max. 3-4 razy. Zawsze wykonywał mi je najpierw technik, a potem szedł po lekarza, który robił już taki przyspieszony check i dawał finalne wskazówki USG sprawdzające szyjkę miałam co dwa tygodnie, ale tylko do końca 7 miesiąca ciąży. Potem nie sprawdzano mi jej w ogóle (!) podczas wizyty położna sprawdzała ciśnienie i wagę – ….a potem nadchodził lekarz prowadzący z laptopem pod pachą i po odpowiedzi na serię pytań mierzył brzuch centymetrem (calometrem? 😉 ) i sprawdzał puls dzieci. Klimat delikatnie mówiąc inny niż w Polsce, gdzie mój lekarz spędzał wiele czasu za biurkiem przed komputerem. Tutaj jest taki…luz. Niektórym może to odpowiadać – dodaje otuchy; niektórym przeszkadzać – odbiega od profesjonalnego chłodu.

AKTYWNOŚĆ W CIĄŻY – PRACA I SPORT

Tu ogromna różnica vs. Polska. Kobiety pracują właściwie do końca ciąży. Ewentualne wolne muszą wybierać albo ze swojej puli urlopowej, albo bezpłatnie, po dogadaniu się z pracodawcą. Coś takiego, jak nasze L4 (w dodatku w 100% płatne!) po prostu nie istnieje. Nie wiem, co w przypadku naprawdę poważnych komplikacji – wszystkie kobiety, które znam, pracowały do samego porodu lub brały bezpłatne urlopy na końcówce. Dużo zależy od firmy – mój mąż mógł wziąć aż miesiąc tacierzyńskiego.

Leżenia wcale nie uważa się za lek na całe zło. I tak na przykład, w przypadku skracania szyjki słyszałam już kilkukrotnie, że wcale nie jest ono wskazaniem do tutejszego “bed rest”. Niczego nie zmieniała tutaj moja ciąża bliźniacza. Fakt, że byłam w tzw. 2k2o (2 kosmówki, 2 owodnie), czyli najbardziej bezpiecznej. Widzę jednak na polskiej grupie, jak często dziewczyny mają zalecone leżenie “na wszelki wypadek” – nawet, gdy nic niepokojącego się nie dzieje.

A sport? W Polsce jest z nim coraz lepiej i łatwo trafić na lekarza, który nie popuka się po głowie, tylko pozwoli na ruch. Z bliźniętami robi się trochę trudniej, co pewnie wynika z braku chętnych do przetestowania na ile to bezpieczne 😉 Mimo to lekarka w warszawskiej poradni ciąż bliźniaczych dała mi zielone światło i dokładnie tak samo wyglądało to w USA. Do końca miałam od lekarza zielone światło.

Jestem też w tutejszym klubie MOMS (Mothers of Multiples) i rozmawiałam z wieloma dziewczynami o aktywności w podwójnej ciąży – mnóstwo z nich do samego końca chodziło na fitness, jogę, robiło spacery lub jeździło w góry (mieszkamy na wysokości ok. 1 700 m.n.p.m., w ciąży byłam max. na 2 700 m.n.p.m.).

SZYKOWANIE NA PORÓD

W szpitalu można się zarejestrować już nawet w drugim trymestrze ciąży i, na spokojnie, kopsnąć się na bezpłatną wycieczkę po szpitalu, gdzie wszystko zostanie objaśnione. Nie wiem, na ile to standard, ale w “moim” szpitalu odwiedziny są możliwe 24 godziny na dobę, a każda dziewczyna dostaje po porodzie swoją salę z TV i kanapą dla męża tudzież innego gościa 🙂 Nie ma też problemu, żeby mąż był obecny przy cesarskim cięciu. Jeśli wszystko jest w porządku, dziecko dają od razu mamie, a potem na czas zszywania mężczyzna idzie z położnymi i maluchem do osobnej sali, gdzie jest mierzony, ważony itd.

Maluch, nie mąż 😀

Piszę o CC, ale co do typu porodu, zdecydowanie rządzi tu ten naturalny, z którego zdecydowałam się zrezygnować mimo, że dzieci były dobrze ułożone (mam zbyt wielką traumę po porodzie nr 1). Na miejscu są też 24h/dobę doradczynie laktacyjne.

W trzecim trymestrze spotyka się też z położną, która odpowiada na wszelkie pytania i daje do uzupełnienia dokumenty (włącznie z aktem urodzenia, gdzie można już wpisać imię) tak, żeby po porodzie było ich jak najmniej do wypisywania.

KOSZTY

I teraz to, co prawie sprawiło, że nie wyjechaliśmy do USA: finanse. O służbie zdrowia wspominałam Wam już w innych odcinkach Kolorów Colorado – ubezpieczenie jest tutaj obowiązkowe, a to, ile płaci się za wszelkie medyczne usługi zależy od jego typu. Często oznacza to stały % (co-pay), który oznacza kwotę do pokrycia “out of pocket”.

Rachunki są…kosmiczne. Co więcej, nie ma szans na pełne poznanie ich PRZED zarejestrowaniem się do danego specjalisty. Przychodzą zwykle do domu po 2-4 tygodniach. Drążyliśmy niesamowicie temat, ile będzie kosztował nasz poród i dowiedzieliśmy się tylko, że od ok. $30 000 w górę. Ile w górę? Nie wiadomo. Finalna informacja brzmiała, cytuję: “the costs can go very high”.

Samo prowadzenie ciąży to u mnie ok. $10 000, do których dochodzą USG zlecone w szpitalu obok. Takie np. połówkowe zostało wycenione na…$3 000. Na szczęście nasze ubezpieczenie pokryło całość (głównie dzięki temu, że jest międzynarodowe ale zwykle nie ma tak kolorowo i trzeba dopłacać….Co jest tylko przedsmakiem innych kosztów związanych z chociażby żłobkiem czy nianią (bardzo często już od 6 tygodnia życia maluszka, bo tyle trwa tu przeciętny urlop macierzyński).

O studiach już nie wspomnę. Naprawdę rozumiem, skąd bierze się tu tylu przedsiębiorców bez skończonych szkół 🙂

 

Ile kosztuje american dream? O $$$ więcej w tym poście.

 

I tak sobie myślę, że wypadałoby machnąć puentę: dziki zachód, czy bajka? Gdy wyklarowały się koszty i spadł kamień z serca, zrobiło się świetnie. Pierwszy trymestr miałam naszpikowany fałszywymi alarmami ze strony lekarzy; tutaj amerykański luz działał na mnie jak balsam – po prostu się nie bałam, a fizyczny ciężar zdecydowanie wystarczy; szkoda dokładać sobie tego psychicznego.

Dla mnie bomba! A Wy co myślicie? Jakie macie doświadczenia z prowadzenia ciąży? A może “próbowaliście” też w innych krajach?

 

Tekst jest częścią cyklu Kolory Colorado, gdzie skrobię w 100% subiektywnie o USA 🙂

Ciąg dalszy nastąpi!

52 wyświetlenia

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page