AKCEPTACJA samej siebie
Od jakiegoś czasu potrzebuję ZMIAN. Czuję, jak to we mnie rośnie z dnia na dzień i wiem, że ma to jakieś znaczenie. Niedługo dowiem się, jakie 🙂
I tak dzisiaj, w kontekście zmian, zaczęłam myśleć o akceptacji. Znasz to na pewno. Są osoby, które mają niedoskonałości widoczne na 1szy rzut oka (to kwestia względna oczywiście, ale uogólniam porównując do pewnych lansowanych standardów). Mimo tego okazuje się, że są na tyle silne, mądre i pewne siebie, że za nic sobie tą niedoskonałość mają! Przebywasz z kimś takim i po chwili samemu Ci głupio, że mogłeś daną cechę odbierać choć trochę negatywnie.
I w drugą stronę – zdarzają się osoby, które powierzchownie robią duże wrażenie, wyglądają świetnie, ale ich nastawienie zdaje się nie pasować – są niepewne siebie, stłamszone. Zakładam, ze statystycznie więcej jest osób z tej 1szej grupy, ale nie w tym rzecz.
I myślę sobie: czy wreszcie siebie akceptuję? Od kiedy pamiętam walczę ze swoim wyglądem. Przechodziłam różne ekstrema. Na wiele lat wpadłam w obsesję. Nie mówiło się wtedy tak dużo o sporcie i prawidłowym odżywianiu, królowały niezdrowe diety, nie promowało się wartościowych posiłków „na bogato”. Wiele razy błądziłam. Sport pomógł mi się w końcu z tego bagna wydostać. Nadal jednak czasem, między jednym a drugim treningiem, nakręcam się perspektywą ZMIANY swojego wyglądu. Próbuję kolejnych rzeczy licząc na to, ze któregoś dnia sięgnę swojego ideału.
Dzisiaj rano postanowiłam raz na zawsze z tym zerwać. Chcę się w końcu pogodzić z tym, jaki mam typ sylwetki. Nie świrować jak nastolatka na tym punkcie. Nie myśleć negatywnie o swoich rozbudowanych nogach czy szerokich plecach. OK, sama na to zapracowałam, to efekt uboczny setek, tysięcy godzin spędzonych na sporcie. Być może kto inny, robiąc to samo i jedząc tak samo, wyglądałby znacznie lepiej. Być może inna kobieta, ćwicząc i jedząc w ciąży tak jak ja przytyłaby 10 kg, a nie 19. Ale nie ja. NO I CO Z TEGO?
Kiedyś takie myślenie postrzegałam jako wygodnictwo/wymówka od ćwiczeń. Ja oczywiście z niczego nie zrezygnuję 🙂 ale chcę oficjalnie i raz na zawsze ZAAKCEPTOWAĆ to, jak wyglądam.
Jasne, że czasem będę zazdrościła szczupłonogim laseczkom 😉 Ale cóż, w tym życiu raczej do was kochane nie dołączę. Będę Was podziwiać z boku!
Najwyższy czas wyrosnąć z „ja chcę” za wszelką cenę. Od dzisiaj kocham (nieco przypakowaną) siebie! Co za ulga i co za trudna to będzie miłość:)
Pozytywne zmiany – ON!
Comments