top of page

Twoje dziecko MA TĘ MOC!

Pewnego dnia moja córka oznajmi, że chciałaby być superbohaterem, elfem czy tam czarodziejką. Nie mogę się doczekać jej reakcji, gdy odpowiem, że JUŻ nią jest!

Lubię myśleć, że każdy ma jakąś SUPERMOC, z którą się rodzi. Zagadka polega na tym, żeby ją odkryć, a wyzwanie na tym, żeby z niej w 100% skorzystać.

Z natury niecierpliwa zastanawiałam się ostatnio, jaka jest supermoc mojej małej? Bo musi być coś więcej, niż doprowadzanie mnie na przemian do  euforii i załamki 🙂

I kiedy tak klepałam kolejne kilometry (bo tego typu rozkminy aktywują się przy przebieraniu nogami) dotarło do mnie, że mała tak CZARUJE już od dawna!

Przyjęło się, że supermoc ą może być tylko latanie, podróże w czasie, czytanie w myślach iii takie tam. A przecież to, co odstawiają nasze dzieciaki często jest równie niesamowite.

SUPERWZROK

W sklepie. Ja ledwo zaczynam omiatać wzrokiem warzywa i owoce, a mała już wspina się na palcach, ściągając sobie centralnie na głowę kiść bananów. Wypatrzy je dosłownie wszędzie. Gdyby były konkursy na wynajdywanie bananów, pławilibyśmy się w luksusach, a ja pisałabym te słowa leżąc nad swoim prywatnym basenem (obowiązkowo 50metrowym!)

Wystarczy, że ten banan mignie jej potem w lodówce (TAK, mój mąż upiera się, by banany siedziały w lodówce) lub w wielkiej siatce z zakupami…wystarczy kawałek tej żółtej skórki, wystarczy ten kształt, a już wszystko idzie w odstawkę. BANAN!! MANIA (to w języku mojej N.)!!! MAMA, DAAAAJJJJ! Banan to zresztą bardzo delikatny temat. Żeby uniknąć scen mówimy o nim: „ten żółty owoc” i zdarza nam się chować go przed małą, bo jest w stanie zjeść 3 podczas jednej uczty…A może i więcej, ale nie mieliśmy odwagi próbować 😀

SUPERSŁUCH

Rano. Dzwoni budzik, a ja rzucam się w jego kierunku jak poparzona. Wyrywanie cennych minut dla siebie – czas start. Oceniam sytuację. Śpi! Wymykam się z łóżka jak w jakimś filmie, gdzie bohater budzi się po dobrej imprezie i odkrywa, że wcale nie jest w tym łóżku sam. Poranna ruletka. Czasem wystarczy szelest kołdry albo moje ultraciche kroki w kierunku drzwi, żeby księżniczka przetarła oczy i zaczęła serię „a cio to?”. A nic. Mama, która chciała machnąć core stability, ale raczej nie tym razem…

SUPERDOTYK

Uśmiecham się pod nosem, bo jestem pewna, że taką „moc” ma mnóstwo dzieci. Wieczór. Czy już noc? Aaa, kotki dwa. Jedziemy z rytuałem zasypiania który, jak na rytuał przystało, ma stałe elementy.

1. Kołysanka (btw – Adam Levine, „Lost stars”. Nie ma to nic wspólnego z kołysanką, ale słuchałam tego kawałka w szpitalu po narodzinach N. Kiedy w nocy, zajęta płaczem, nie umiała zasnąć, położyłam koło niej słuchawki i od tej pory ta piosenka ma nią kojący wpływ. Ciacho z Maroon5 śpiewał nam już conajmniej 2000 razy i sama się dziwię, czemu nie mamy jeszcze dość 🙂 ).

2. Grzeczne wysłuchanie kołysanki przeplatane śpiewem małej N. I potem część najlepsza:

3. Walka o zaśnięcie. O tym, co tu się dzieje, mogłabym napisać oddzielnego bloga. Grunt, że w końcu młodzież padnie i ta właśnie myśl motywuje mnie co drugą noc, gdy zamykam się z małą w pokoju na nocną sesję negocjacyjną.

A gdy padnie, to już z górki… Wystarczy tylko odłożyć. Haaaa. Chyba śnisz?! Nieważne, jak wolno będę się schylała nad łóżeczkiem. Nieważne, że położę ją na materacu superdelikatnie. Nieważne, że przez chwilę nie będę jej jeszcze puszczać, „sprytnie” udając, że niby dalej ją trzymam. MAMAAAA! OPAAA! Jakim cudem wyczuła, że jest odkładana, skoro ja robię to TAK UMIEJĘTNIE, a ona TAK GŁĘBOKO przecież śpi?

Podnieś. Połóż. Podnieś. W końcu padnie, cierpliwości! Aaaa, kotki dwa. I jedziemy.

Jeśli chcesz się pośmiać z tego, jak wygląda u nas rozprawa ze snem małej, przeczytaj ten tekst: DOBRA NOC czyli yeah, nie jesteśmy już zombie!

SZÓSTY ZMYSŁ Nie bez powodu dzieci występują tak często w filmach mrożących krew w żyłach. One naprawdę potrafią wyczuć i zobaczyć coś, co zaskoczy dorosłego…

Do Dziadków małej N. jedziemy jakieś 4h, zawsze nocą. Mała budzi się zawsze na kilka minut przed dotarciem do celu.

Potrafi wyczuć każdy nastrój i automatycznie go przejmuje. Udawanie nic tutaj nie zmienia. To też wyczuje – i to od urodzenia. Dlatego właśnie zdenerwowany rodzic ma małe szanse na uspokojenie zapłakanego dziecka.

Kilka dni temu rzuciłam przy stole, że mam spadek formy psychicznej i jakoś mi tak… smutno. Po prostu, no reason. Moja mała, która jest na etapie max. trzywyrazowych zdań rzuciła mi w odpowiedzi cały monolog „po swojemu” ze szczerze zmartwioną miną, po czym wdrapała się na mnie i przytuliła. A przecież nie zalewałam się tam łzami 🙂

Spróbuj wyłapać takie „magiczne” niuanse u Twojego malucha, bo jestem pewna, że one istnieją. Sama zaczynam je dopiero tropić 🙂

ROZŚMIESZANIE Kolejna superumiejętność, która zazwyczaj wygasa z wiekiem – wywoływanie uśmiechu. Byłam na nią podatna nawet w czasach zerowego instynktu macierzyńskiego.

Lubię patrzeć, jak ten mały skrzat poprawia komuś  – choć na moment – humor. Jak stoimy w korku i widzę, że jakaś kobieta w autobusie na sąsiednim pasie uśmiecha się od ucha do ucha, a potem zauważam, że to w odpowiedzi na wielkiego banana na twarzy mojej małej.

Gdy wchodzimy do sklepu i zmęczony sprzedawca uśmiecha się w odpowiedzi na cwaniakowate „czeeeść”, które automatycznie zmienia się na „buła! lebek!”, krzyczane w biegu do stoiska z pieczywem (tak taaak, ona ma w nosie modę na bezglutenową dietę 😛 )

…lub kiedy podchodzi do śpiącego pod drzewem pana i zaciekawiona staje przed nim i chichocze, czekając, aż otworzy oczy i sobie z nią trochę pogada.

W czasach wszędobylskiego stresu i napinki wcale nie jest tak prosto wywołać uśmiech u nieznajomego. I zrobić to na zawołanie. A jednak nasze dzieci to potrafią… i niech mi ktoś powie, że to nie nowoczesne czary? 🙂

* Jest tego dużo więcej: Umie śmiać się i płakać (z rozpaczy) jednocześnie. Wypatrzeć balona, który ledwo co gdzieś tam majaczy na horyzoncie. Szaleć tym bardziej, im mocniej jest zmęczona. Sprawić, że aż się gotuję z wściekłości, a po jednym jej tekście lub uśmieszku totalnie mi przechodzi…

Proste rzeczy, banalne. Ale coś Ci powiem. Dokładnie pamiętam, jak miałam osiem lat i tata rzucił, że mam talent…do rozwiązywania supłów. Brzmi jak niezły absurd, co? Założę się, że tego nie pamięta. Ale kojarzę, jak się wtedy czułam. Wow! Ale umiejętność! Byłam taka dumna, że rzucałam się na pomoc, gdy tylko komuś się coś za mocno zasupłało 🙂 Totalna pewność, że rozwiążę każdego poplątańca! Wkręciłam sobie, że to mój wielki talent i w moim mikroświecie to było naprawdę COŚ.

Dlatego jeśli moja mała któregoś dnia wkręci sobie, że chce być czarodziejką i mieć magiczną moc, pomogę jej coś takiego znaleźć. Ale nie „na niby”, tylko całkiem serio. Coś, co będzie jej sprawiało większą przyjemność niż inne rzeczy. Coś, w czym będzie dobra. SUPERMOC.

I zrobię tak, żeby w to uwierzyła i czuła się tak wyjątkowa, jak z bajki 🙂 Z takich „czarodziejskich mocy” wyrastają pasje, które mogą w późniejszych latach wyciągnąć z każdego dołka. Nie mogę się już doczekać, co to będzie. Moje rozwiązywanie supłów szybko wymieniłam na pisanie i bieganie. Czasem sama sobie zazdroszczę, że je mam 🙂

Jaką „moc” będziesz miała Ty, mała czarodziejko? I jaką supermoc ma Twoje dziecko? Bo jakąś ma na pewno. Koniecznie pomóż mu ją znaleźć. A jaką masz Ty? Odkryłeś? Wciąż szukasz? Czy w ten cały bullshit zwyczajnie nie wierzysz? 🙂

/fot. usnews.com

3 wyświetlenia

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

KOLORY COLORADO #11. Ciąża w USA.

Dziki Zachód czy american dream? Kolejna odsłona amerykańskiej rzeczywistości. Tym razem będzie lekko bezwstydnie, bo zabieram Was po gabinetach, szpitalach i, o zgrozo, do wnętrza koperty z rachunkie

bottom of page