top of page
Natalia Ligenza

OPOWIADANIE. La wina, część 1.

Może to pogoda, a może postanowienie, żeby robić NOWE rzeczy… Serce mi wali bardziej niż na mocnym treningu i JUŻ tego żałuję, ale postanowiłam się z Wami podzielić najnowszym z moich opowiadań. Będzie w trzech częściach, z szacunku dla Waszego cennego czasu 🙂 !

Brrr… Zaczynajmy więc. Wyobraź sobie zimę.

                                                                                             LA WINA                                                                                               (cz. 1/2)

Te cholerne drzwi narciarni dalej się nie domykają!

Wiktor przeklął i docisnął je kolanem. Poszło; klucz przekręcił się w końcu posłusznie, a potem wpadł w ocieplane kieszenie snowboardowych spodni. Mężczyzna ruszył korytarzem, szeleszcząc kurtką i zostawiając na deskach resztki śniegu. Dzień chował się właśnie za Alpami. Mleczne szczyty otaczały ośrodek narciarski jak gigantyczne zęby.

Wiktor miał swój rytuał: lekcje na stoku. Herbata z imbirem w barze przy dolnej stacji, koniecznie z widokiem na znak La Carosella 2500. Zamykanie narciarni, wypchanej sprzętem. Sauna. A potem marsz do pokoju, w którym brał gorący prysznic przy dźwiękach telewizora. Wieczór spędzał z whisky i bólem mięśni. Rano nie było po nich śladu.

Szedł jak zwykle do strefy odnowy, gdy ją zobaczył. Zatrzymał się w głębi korytarza. Rozmawiała z recepcjonistką. Widział ją już wcześniej, przyjechała na nowy turnus, z synem, który mógł mieć dziesięć lat. W białej, futrzanej czapce i ciemnych lokach była łatwa do rozpoznania. Czarne włosy kładły się na jaskrawej kurtce. Chwilę później kobieta wyszła na mróz, a Wiktor, odsuwając na bok wahanie, ruszył za nią i za impulsem.

* Światło, ciepło i muzyka buchnęły od drzwi karczmy. Kobieta rozejrzała się niepewnie, powiesiła kurtkę na wieszaku i usiadła przy barze, upychając czapkę do plecaka. Barman wypatrzył Wiktora i machnął przywołująco. – No, stary, trochę cię tu nie było! – Ponad rok. Jak biznes? – Się kręci, dośnieżają i sezon wydłużyli… zjeżdża się dzieciarnia z całej Europy. W dzień siedzą na stoku, wieczorami przychodzą tu tańczyć i wydawać kasę rodziców. Wiktor poczuł znajomy ból głowy, piłowanie czaszki. Powinien zostać w pokoju, ale skoro już tu jest… – Macie jeszcze ten grzaniec na miodzie? – Raczej, teraz to nasz hit. Pani też polecam – rzucił barman do brunetki. Gdy kiwnęła z uśmiechem głową, zniknął gdzieś na zapleczu. Wiktor powiódł wzrokiem w głąb sali. Grzeje od kominka, a im się chce tańczyć salsę po całym dniu na stoku… – Często pan tu przyjeżdża? – Od lat. Jestem instruktorem. – My pierwszy raz. Przylecieliśmy za śniegiem – znów się uśmiechnęła, chęć rozmowy wygrała z dystansem do nieznajomego. – Syn zwariował na punkcie deski. O ten wyjazd do La Carosella wiercił mi dziurę w brzuchu od miesięcy. Ale warto, te trasy… pięknie tu. – Przerwała, widząc, że mężczyzna patrzy gdzieś w bok, nieobecny. Wyglądał jak surfer w stroju narciarza; słońce rozjaśniło mu przydługie włosy i przyciemniło skórę. Dawała mu trzydzieści lat, choć myliły zmarszczki koło oczu.

Barman przyniósł dwa kufle wypełnione gorącym piwem i korzennym zapachem. Wiktor za jednym zamachem opróżnił pół szklanki. Ciepło alkoholu ocknęło go tak, jak zwykle sauna. – Wiktor. Miło poznać. – podał jej rękę i wreszcie odwzajemnił uśmiech. – Ada. Co oni wrzucają do tego grzańca? Jest genialny! OK, sprzedaj mi koniecznie trochę informacji. Gdzie dają najlepszą pizzę?

Rozeszli się po godzinie, litrze piwa i nieudanej próbie wyciągnięcia Wiktora na parkiet. – Muszę wracać. Słuchaj, a może mógłbyś dać jutro lekcję Marcinowi? Zawahał się. – Mam okienko tylko z samego rana, o dziewiątej. – Pasuje. Będzie zachwycony! Wiktor podyktował jej numer, a po chwili poczuł wibracje w kurtce. Połączeni.

* Narty piłowały po sztruksie śniegu. Wiktor pruł w dół czarnej trasy, zostawiając za sobą tunel z puchu. Miesiące ograniczonych treningów nie zmieniły jego prędkości, lecz sprawiły, że było go mniej.

Kiedyś myślał, że mniej znaczy lżej.

Zahamował gwałtownie przy dolnej stacji. Była zasypana świeżym śniegiem. Wiatr targał nim w różnych kierunkach, kłując w oczy, gdy tylko zdjęło się gogle. Wiktor zsunął rękawicę i odblokował telefon. Uśmiechnął się na widok swojego syna, który patrzył na niego z tapety ekranu, rozpromieniony, w czarnym kasku narciarskim z naklejką z zezowanym zającem i napisem FLYBUNNY. Maks. Zatęsknił.

– Ada? Przełóżmy to. Warunki są fatalne. Usłyszał jej głos, przecinany świstem. – Halo? Sł…bo słych…ć. My już jeźdz..y! J…śmy na wyciągu.

Wiktor spojrzał w stronę kolejki, która rozgałęziała się na trzy strony świata. Dalsze krzesełka zasunięte już były śnieżną zasłoną, niewidoczne z miejsca, w którym stał. Nie będzie jeździł z dzieciakiem w taką pogodę.

Wszystko zaczęło się i skończyło, gdy odpinał narty przed kawiarnią z myślą o mocnym espresso. Coś zgrzytnęło, zgrzytnęło ponownie, krzesełka bujnęły się rozpędem do przodu, kiwnęły do tyłu i stanęły w miejscu, zawieszone nad zboczem. Zdarzało się to dość często. Ktoś na dolnej stacji mógł się potknąć, tracąc nartę. Ktoś na górze mógł zejść nieporadnie, podcinając innych. Stop. I zaraz start.

Stop.

1 wyświetlenie

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

WYSZŁAM NA MIASTO, a tam życie

….w pępku Wwy. Sobie tętni. Idę środkiem, jak w bańce, jak w bajce, niewidzialna. Adidasy nie brzmią na tym zgrzanym chodniku, jak...

ROZWAŻNA CZY ODWAŻNA? List do dziewczynek.

Wsunęła stopy w buty i poleciała nosem prosto w dywan. – Mamo! Są złączone, złączone, złą…… – rozpacz razy milion. Wybiegłam jak z...

Comments


bottom of page