KSIĄŻKI PAŹDZIERNIKA
Miała być złota, jest szarobura. Ta jesień mocno zaatakowała nasz optymizm, prawda? Przy czym czuję się za tę aurę po części odpowiedzialna, bo wznosiłam ręce ku niebu błagając o zimno na początku października. Maraton odhaczony, a pogoda jak została, tak została. Opcje mamy dwie: złapać doła, że wychodzimy po ciemku z pracy lub zająć się tym, co w jesieni jest najlepsze. Czytanie wpada do ścisłej czołówki. Książka jest najtańszym możliwym biletem, a żeby odlecieć nie potrzebujesz nawet odprawy 🙂
Gdzie podróżowałyśmy w tym miesiącu?
NATALIA 1. „NIGDY NIE ZAPOMNIEĆ” Michel Bussi | kryminał
To była dla mnie solidna porcja przyjemności – i nie tylko dlatego, że główny bohater okazał się ultramaratończykiem 😉 Miałam tym większe zaskoczenie, że książkę złapałam dosłownie w biegu, w jakimś hipermarkecie, goniąc małą N. między regałami. Wybrałam tylko po okładce!
Wszystko zaczyna się od zwykłego dnia, gdy Jamal robi swój górski trening i widzi nad urwiskiem prawdziwą piękność. Po chwili dziewczyna skacze w przepaść i od tej pory wszystko się bardzo, bardzo się skomplikuje. Dużo mylących tropów, ciekawa narracja i intrygujący zabieg, w którym każdy rozdział zatytułowany jest pytaniem, które padło gdzieś chwilę wcześniej. Zakończenie… skomentowałabym, ale nie chcę Wam nic spalić. Kolejny raz przekonuję się, że lubię francuskich pisarzy!
2. „SPECBABKA” Klaudia Pingot | psychologia, poradnik
Mam taką przypadłość, że działają na mnie wszystkie motywacyjno-amerykańsko-inspirujące książki. Nawet, jeśli czytam coś, co już gdzieś wcześniej poznałam – i tak uwielbiam, a podczas lektury – jeśli oczywiście jest DOBRA! – chodzę jak nakręcona i wszędzie robię notatki 😉
Śledzę bloga Klaudii i kusiło mnie, żeby dołączyć do Akademii Specbabek – jej autorskiego programu rozwojowego dla kobiet. W ostatniej chwili zdecydowałam się na coś innego, a dwa dni później odebrałam paczkę ze „Specbabką” w wersji drukowanej.
Książka napisana jest z dedykacją dla kobiet. Inspirująca, kompleksowa, wiarygodna. Agreguje dużo wiedzy z zakresu coachingu, motywacji, docierania do podświadomości, budowania poczucia własnej wartości, zarządzania emocjami. Do tego dobry pomysł na konstrukcję rozdziałów i sklejenie różnych obszarów w spójną całość.
Autorka wplata historie z życia wzięte i przechodzi szybko do sedna. Uwierzyłam jej. Zrobiłam przykładnie ćwiczenia i uzmysłowiłam sobie sporo rzeczy na swój temat. Spędziłam z książką naprawdę dużo czasu, wracałam do niektórych momentów, analizowałam, notowałam i kminiłam 🙂
To dobry punkt wyjścia dla kobiet, które czują potrzebę zmian, rozwoju, chcą siebie lepiej zrozumieć. Zachęca do dalszych poszukiwań. W chwili absolutnego, jesiennego zwątpienia na nowo uwierzyłam, że mogę cisnąć po moje marzenia 😉 Czyli robi swoją robotę. Także polecam, babeczki! 🙂
3. „KUCHNIA DLA BIEGACZY. SIŁA Z ROŚLIN” Violetta Domaradzka, Robert Zakrzewski, Damian Parol | sportowo-kucharska
Kojarzyłam tę książkę od pewnego czasu, ale nie kupowałam, bo…zniechęcała mnie okładka 😉 To bieganie z rzodkiewką…Poza tym jestem trochę znudzona wysypem biegowych książek. Coraz rzadziej udaje mi się trafić na coś wartościowego. A tutaj? Już samo określenie „kuchnia dla biegaczy” było dla mnie naciągane – czym różni się od diety innego sportowca wytrzymałościowego?
Stało się jednak tak, że książka wpadła w moje ręce dzięki Ilonie z MamyRuszamy. I muszę przyznać, że jej czytanie było dla mnie przyjemnością. Autorzy to weganie-ultramaratończycy oraz dietetyk. O bieganiu “na samych roślinach” pisał już w swojej autobiografii „Jedz i biegaj” Scott Jurek (bardzo polecam!). Wierzę, że taką dietę również można zrównoważyć, choć potrzeba do tego więcej wiedzy i eksperymentów. Po części tego doświadczam, właściwie nie jem mięsa i nie czuję się osowiała 😉
Książka zaczyna się dobrze podaną porcją wiedzy odnośnie odżywiania w wersji roślinnej. Mamy tu też objaśnienie składników pokarmowych i ich źródeł, dobre podsumowanie najważniejszych faktów odnośnie zrównoważonej diety. Jest odpowiedź na pytanie zadawane weganom: „to co ty właściwie jesz?!”. Okazuje się, że możliwości jest mnóstwo – resztę książki zapełniają przepisy. Ich największy plus to PROSTOTA. Są szybkie i naprawdę łatwe (w końcu biegacz ma mało czasu, a co dopiero taki ultras 😉 ). Przy każdym znajdziesz czytelne objaśnienie, ile i których makroskładników dostarcza danie. Całość pogrupowana jest w typy posiłków i przepleciona biegowymi historiami i motywującymi fotkami, głównie z górskich biegów. Okazało się, że ta książka jest całkiem smakowita! Polecam nie tylko biegaczom i nie tylko weganom.
4. „DROGIE MALEŃSTWO” Julie Cohen | obyczajowa
Wpadłam do biblioteki 5 minut przed zamknięciem i złapałam ją w ramach „odmóżdżacza” 😉 Potrzebowałam czegoś lekkiego, leciałam na antybiotyku i było mi baaardzo źle! Potem doczytałam, że książka jest na liście angielskich bestsellerów. Czy słusznie?
Tematyka jest typowo kobieca, obyczaj, skoncentrowany na moralnym dylemacie. Para chce mieć dziecko, lecz nie może. W przypływie współczucia i miłości decyduje się im pomóc przyjaciółka. A w trakcie całej „operacji” okazuje się, że ten przypływ miłości dotyczył głównie przyszłego tatusia i sprawa się komplikuje. Ups 🙂
5. „FACET I KUCHNIA” Szymon Kubicki | książka kucharska
Wypożyczyłam w ramach kolejnej próby rozkochania mojego męża w gotowaniu. Próba okazała się (znów) naiwna i (znów) nieudana, ale za to – jakie fajne przepisy! Po męsku, ale z twistem, niebanalne, inspirowane kuchniami świata, ale nie przekombinowane. Do tego zdrowo i bez gluta. I smacznie! Aż szkoda mi się było z nią rozstawać. Na pewno zagłębię się w przepisy z bloga i Wam też mogę go z czystym sumieniem polecić. Zawsze powtarzam, że Wy, faceci, świetnie gotujecie. Uwolnijcie wreszcie ten Wasz potencjał, prooooszę 🙂 Wygońcie swoje kobitki z kuchni!
MAŁA N.
Moja mała od urodzenia jest zdecydowaną dziewczynką – na pewno nie po mnie 😉 Z książkami również się nie cacka. Albo polubi, albo nie spojrzy. Jaki jest klucz? Nadal nie wiem. Czasem zamawiam coś, co mam za perełkę, a N. oznajmia, że tego nie lubi i tyle. A bywa, że książka z przeceny z marketu to jej „ujubiona”. Łapcie, może coś spodoba się Waszym maluchom? 🙂
1. „CHRUM, CHRUM BOLUSIU!”
Po prostu FAJNA! Jest w niej coś innego. Nie przesłodzona, nietypowa. Mała ewidentnie jest pod wrażeniem tej historii. Mamy tu dwóch świńskich braci 😉 którzy wymykają się z domu, żeby biegać wokół stawu z kumplami. Jest wątek sportowy, jest miłosny (świnka Klara!), jest przygoda (burza), jest morał, jest język, który mi się podoba. Przy Bolusiu się nie przysypia, bo to świnka z charakterem. Jest jeszcze kilka części i na pewno domówię!
2. „POCZYTAJ MI MAMO. KSIĘGA 1”
Zamówiłam to z sentymentu, klasyk. Zbiór opowiadań, niektóre z czasów, gdy mnie jeszcze nie było na świecie! Choć ilustracje są dość „oldschoolowe”, mają w sobie urok. Mała słucha z uwagą, mimo, że tekstu jest dość sporo, a ona z tych niecierpliwych 🙂
3. „TAJEMNICZY OGRÓD”
Złapałam w jakimś markecie, z sentymentu. Uwielbiam tę historię! No i bingo. To kolejna książka, która udowadnia, że dwulatki są już gotowe na „prawdziwe” czytanie, a nie tylko obrazki i w kółko te same historie o zwierzątkach. Mała słucha zafascynowana, dopowiada, szybko zapamiętuje, a potem kojarzy z prawdziwymi sytuacjami i czasem śmiesznie je miesza 😉 Z dnia na dzień widzę, jak poszerza się jej słownictwo i mocno wierzę, że książki robią tu swoje!
4. „DUMBO”
Klasyka Disney’a! Nawet N. patrzyła na mnie podejrzliwie, gdy piszczałam odkrywając w naszej bibliotece półkę z TAKIMI SAMYMI wydaniami, które miałam za dzieciaka. Dumbo! Dalmatyńczyki (odżyła trauma, jak ja się bałam tej Cruelli!!)! Księga Dżungli! Na pierwszy ogień poszedł Dumbo. N. nie mogła go nie pokochać – w końcu jest tam motyw puszczania baniek, a to jej PASJA 🙂
Pozostaje nam życzyć wielu udanych podróży po bajkowych, kryminalnych, kulinarnych, jakich tylko lubisz krainach 🙂
Do przeczytania!
P.S. Poprzednie wpisy z książkowego cyklu czekają na Ciebie pod tym linkiem. A jeśli ciężko Ci znaleźć czas na czytanie – TUTAJ znadziesz kilka podpowiedzi 🙂
Ostatnie posty
Zobacz wszystkieMuszę się do czegoś przyznać. Mam nawyk gapienia się na okładki książek. Zdarza mi się zajrzeć komuś przez ramię w tramwaju albo...
Comments