KSIĄŻKI GRUDNIA – coś dla dziecka, coś dla Ciebie
“Chyba żartujesz!” – rzucił mój P. na widok JEGO walizki gotowej na wyjazd wypełnionej w 1/4 MOIMI książkami. Przed eksmisją uratowała je tylko moja odpowiedź, że albo to, albo zakup czytnika 😉 Ruszyliśmy więc na święta w góry z górą lektur i jeszcze większą górą niezbędników małej N., które w większości były nie tyle praktyczne, co dające mi poczucie gotowości na wszystko. Plany mi się jednak pozmieniały i wybrałam tonięcie w śniegu na biegowych trasach vs. tonięcie w lekturze. I jeszcze grę w Tabu. I rozmowy. I wino plus pierniki. U Ciebie też było tak przyjemnie? 🙂
MAŁA N. czyli grudniowi ulubieńcy mojej 2+ latki
1. “TUPCIO CHRUPCIO” Eliza Piotrowska wyd. Wilga
Ta mysz to zwycięzca miesiąca! Zamówiłam na próbę dwie książki z tej serii: “Wizyta u dziadków” i “Tupcio Chrupcio nie chce spać” (taaak, takie tytuły nadal przyciągają mnie jak magnes – nawyk z czasów gdy mała N miała <1 rok i gromadziłam wszystko, co wydano w PL na temat dziecięcego snu :D)
Skok w bok: DOBRA NOC czyli yeah, nie jesteśmy już zombie!
Idea książek o Tupciu (Tupcio?) to oswojenie dzieci z sytuacjami, które mogą być dla niego trudne (lub też uporczywe dla rodziców, patrz: zasypianie/mycie etc.) Historie są mądre i nie naiwne (nie znoszę książek dla dzieci, które męczą mnie przy czytaniu, też chcę mieć z nich coś rozrywki, a jak! ;-)).
Jeśli dodać do tego fakt, że kilka razy zagoniłam N. do łóżka na tupciową argumentację – “Misiu, przecież chcesz mieć jutro duuużo siły do zabawy. A pamiętasz, jaki Tupcio był zmęczony?” – z tej średnio ładnej myszy robi się jeden z naszych ulubieńców.
2. “SKRZAT NIE ŚPI” Astrid Lindgren wyd. Zakamarki
Taak, to TA Astrid Lindgren! Właśnie jej nazwisko, które tak przyjemnie kojarzy mi się z dzieciństwem, sprawiło, że wrzuciłam tę książkę do koszyka. Historia idealna na zimę, ma tajemniczy klimat i pobudza wyobraźnię. Czytałyśmy ją na świątecznym wyjeździe na poddaszu, przy małej lampce. Skrzat z opowieści też śpi na poddaszu, skąd wychodzi na conocny spacer, możesz więc sobie wyobrazić podekscytowanie mojej małej – nawet komentarze do tekstu dawała zawsze ściszonym głosem, jakby skrzat miał zaraz skądś wychylić swoją małą głowę 😉
Tekst Astrid Lindgren powstał w 1960 roku w oparciu o wiersz z…1881 roku. A publikacji w Szwecji doczekał się dopiero w 2012, kiedy to został opatrzony ilustracjami laureatki nagrody Astrid Lindgren Memorial Award.
3. “BASIA I TANIEC” Zofia Stanecka, Marianna Oklejak wyd. Lektorklett
Seria o Basi jest pokaźna i podejrzewam, że wielu z Was znana. Zawiera książki w formacie A4, z większą ilością tekstu (tak jak właśnie ta o tańcu) i wydania dla maluchów, głównie obrazkowe, gdzie często występuje też młodszy brat Basi, Franek. Nie przepadam za stylem ilustracji, ale same historie są sympatyczne. Przede wszystkim pojawia się w nich mrugnięcie okiem w kierunku rodziców (np. w książce o podróży mama pęka psychicznie przy awarii auta i wyrywa jej zakazane słowo – oczywiście nie jest ono napisane 😉 ). Wybór jest ogromny, więc można dobrać Basię w zależności od sytuacji i upodobań dziecka. Po godzinach kręcenia się z małą N. przy jej ulubionych piosenkach (OCZYWIŚCIE, że jest wśród nich “Mam tę moc”!) i pisku o buty do tańca, w grudniu wybór padł na taką właśnie tematykę. Spory brzuszek nie przeszkadza Basi w tańcu, a całość kończy się rodzinną domówką. Warto przetestować choćby jedną z Baś i zobaczyć, czy się Wam spodoba – jeśli tak, to macie sporo tytułów do pochłonięcia.
4. “GDZIE JEST MIKOŁAJ?” David Bedford wyd. Egmont
Nadinkowy ulubieniec spośród wszystkich mikołajowych bajek, wypożyczony w bibliotece rzutem na taśmę, pani już stała z miotłą 😉 Klimatyczna i zabawna historia o rodzince miśków oczekującej na Mikołaja. Do tego podjadacz – Tata Miś, który zajumał mikołajowe ciastka oraz sympatyczne zakończenie dające dzieciom nadzieję, że święty Mikołaj istnieje nie tylko w bajkach.
NATALIA czyli książki “dla dorosłych” – cenzuralne 😉
1. “SAMOTNOŚĆ LICZB PIERWSZYCH” Paolo Giordano | literatura piękna
Nieoczywiste czytanie. Takie uwielbiam i na takie poluję! Historia dwojga bohaterów – Alice i Mattia – która zaczyna się w dzieciństwie, a kończy w dorosłości. Oboje mają za sobą traumatyczne przejścia, które programują ich późniejsze reakcje. Również reakcje na siebie, które są skomplikowane, choć czytając ma się wrażenie, że przecież to takie jasne, że razem, że powinni itd.
Nie jest to historia o miłości. Prędzej o przyjaźni, przeszłości, która wpływa na przyszłość i wewnętrznej samotności, izolującej mimo towarzystwa. Do tego błyskotliwa metafora głównych bohaterów, którzy są jak liczby pierwsze – blisko siebie, lecz rozłączone. Plus fantastyczny warsztat pisarski. Bardzo polecam.
2. “BYŁAM EILEEN” Ottessa Moshfegh | literatura współczesna
Nominowana do Nagrody Bookera, z udanym tytułem i dość intrygującą okładką – musiałam ją przeczytać. W opisie obiecywano pełno zwrotów akcji i mocno osobliwy punkt kulminacyjny. I tak sobie myślę, że te obiecanki trochę zepsuły mi zabawę, ale tak tylko trochę.
Od pierwszych stron widać, że mamy tu coś genialnego, a mianowicie kreację bohaterki. Jest pokręcona i budzi niechęć, ale chce się za nią podążać. Żadna z kobiet nie chciałaby być nią. Eileen gra tu główną rolę – nie to, co się jej przydarza, lecz ONA i to, jaka jest. Świetne złożenie cech lekko obrzydliwej ofiary losu z dość bezwzględną maniaczką. Czytelnik bardzo szybko łapie, w czym rzecz i wkręca się w styl. Autorka już-już ma rozwijać opowieść, po czym znów zawraca. Trochę mnie to irytowało, trochę intrygowało, bo pełna nadziei czekałam na ten zapowiadany fantastyczny punkt kulminacyjny.
Do tego stopnia, że…rozczarował mnie. Osobliwy był. Ale coś mi tu nie pasowało. Może wiarygodność? Może proporcje opisów bohaterki vs. rzeczywista akcja?
Mimo to książkę zaliczam do grupy “do polecenia”. Bo niesztampowa. I podobało mi się, że drugim kluczowym bohaterem nie był mężczyzna, lecz Rebecca – kobieta, która niby nie pasowała do otoczenia, w które próbowała się wpasować.
Niby. Bo w tej książce nic nie jest do końca oczywiste i pewnie właśnie dlatego zasłużyła na wyróżnienie w tak ważnym konkursie.
3. “PROMYCZEK” Kim Holden | literatura obyczajowa
“Co czytasz?” zagadał mnie dyrektor w windzie, a ja przez moment poczułam się jak infantylna nastolatka, mając odpowiedzieć “A takie tam…PROMYCZEK!”.
Byłam ciekawa tej książki ze względu na rekordowo dobrą ocenę na LubimyCzytac.pl (8,5!). Grubaśna (chyba z 700 stron) zapowiadała kawał historii, którą chciałam poznać.
Nie wiem, co mnie podkusiło i jakiego trzeba mieć pecha, ale RAZ jedyny otworzyłam ją gdzieś daleko za połową i mój wzrok padł DOKŁADNIE na kluczowe zdanie, totalny spoiler…Czytanie rozpoczęłam więc z góry znając tajemnicę bohaterki. Żałuję, bo na pewno byłabym nią zaskoczona. Nic wcześniej nie zdradza tego, co ma nastąpić. I ja też Ci oczywiście nie zdradzę!
Historia zdaje się dość banalna – młoda dziewczyna, wyjazd na uczelnię, nowe znajomości. Przyjaźń ze wschodzącą gwiazdą rocka, jasne, że przystojną. Siła tej książki to bohaterka. Współczesna Pollyanna, mądra i spontaniczna optymistka, która nie boi się życia, a przy tym nie jest mdła. Gdyby była, pewnie odłożyłabym “Promyczka” przedwcześnie na półkę.
Wydarzenia, ludzie, akcja, klimat, miłość, przyjaźń, muzyka, przesłanie. No i jest jeszcze ta tajemnica, która zmienia wszystko…
Czytałam z przyjemnością. Narracja jest lekka i choć bohaterce zbyt dużo się udaje myślę, że jest to celowy zabieg, a nie brak fantazji autorki. Obstawiam w ciemno, że zrobi również bardzo duże wrażenie na zdecydowanej większości studentek/licealistek. Typ książki, której klimat trzyma jeszcze kilka dni po przeczytaniu.
4. “TRENING MENTALNY BIEGACZA. Jak utrzymać motywację” Jeff Galloway | poradnik/sport
Choć interesuje mnie psychologia sportu (i lada moment zobaczysz, że będzie jej na blogu coraz więcej) – nie kupiłabym tej książki. Może to głupie, ale… powodem jest autor. Oczywiście szanuję jego zasługi w dziedzinie biegania, ale nie podoba mi się sama idea takiego treningu (przeplatanie biegu z marszem). Jasne, że w pewnych sytuacjach to bardzo dobre wyjście (nadwaga/słaba kondycja/początki z bieganiem/ciąża/powrót po kontuzji etc.) ale nie podoba mi się pomysł “pół-przejścia” maratonu i osobiście bym go sobie nie “zaliczyła” w tej formie. To konkurencja biegowa i właśnie w ten sposób powinna być pokonana. Ale nie o tym…
To dość krótka książka poświęcona teoretycznie psychologii sportu. Teoretycznie, bo…niczego nowego się z niej nie dowiedziałam. Po wstępie, który opisywał pobieżnie sposób działania mózgu liczyłam na coraz więcej ciekawostek, a tymczasem dostałam coraz więcej oczywistości. Niewiele tu konkretnych, ciekawych narzędzi na zmanipulowanie osobistego lenia 😉 Chyba najlepsza z części to kilka inspirujących historii, takie coś zawsze miło się czyta.
Myślę jednak obiektywnie, że dla początkującego biegacza mogłaby być startem do dalszego kopania w tej tematyce. I mogę potwierdzić, że opisane tu sposoby działają (wizualizacja, mantry – uwielbiam i nieraz uratowały mnie przy wymagającym tempie). Jeśli jednak przeczytałeś już sporo o bieganiu, startowałeś w zawodach i wiesz, jak to jest być na skraju swojej wytrzymałości, nie znajdziesz w “Treningu mentalnym” nic, czego już byś nie wiedział.
Taki był u nas grudzień. Pamiętaj, że jeśli Ty lub Twoje dziecko natknęliście się na jakieś dobre czytadło, powinniście się nim podzielić! Nie trzymajcie ich dla siebie i przyznajcie mi się tu szybko, co powinnam wrzucić na listę “do przeczytania” 🙂
…a poprzednie zestawienia z serii “KSIĄŻKI MIESIĄCA” znajdziesz TUTAJ.
fot. desktopnexus.com
Ostatnie posty
Zobacz wszystkieMuszę się do czegoś przyznać. Mam nawyk gapienia się na okładki książek. Zdarza mi się zajrzeć komuś przez ramię w tramwaju albo...
Kommentare