DOUBLE TROUBLE, DOUBLE LOVE. Jak to jest mieć bliźnięta?
Mix takich momentów można obejrzeć na YouTube: ginekolog patrzy na monitor, milczy, upewnia się, a potem – w zależności od wyobraźni i osobistego stylu oznajmia, że tadammm, ajć, wow, ups, ekhm: jest ich dwoje.
Nie ma szans, żebym zapomniała to uczucie: szczęśliwie w takiej chwili się leży. …bo przypuszczam, że teatralnych osunięć na podłogę byłoby całkiem sporo. A u mnie? Coś się otworzyło i do głowy wleciało mi kilkadziesiąt myśli jednocześnie, ale wybijała się jedna: TAAAK!!!! Ten bliźniaczy motyw przewijał się gdzieś w mojej przeszłości i byłam jedną z dziewczyn, której myśl o opcji ciąży 2 w 1 bardzo się podobała. Miała je moja babcia, pisałam o nich na blogu, wspomniałam kiedyś na Instagramie śmiejąc się z mojego wielkiego, pojedynczego brzucha, potem w jednym roku trzy znajome (w tym dwie maratonki – przypadek?) zostały podwójnymi mamami. Do tego wisienka na torcie: przedwcześnie zebrane gratulacje od przedszkolanki, której moja N oznajmiła, że „mama będzie miała dwa dzidziusie, chłopca i dziewczynkę”. Tylko, że o ciąży dowiedziałam się dopiero jakoś 2-3 tygodnie później. Niestety te jej prorocze zapędy były jednorazowe i nie przeniosły się na fortunę w totka 😉 Aura aurą, a mem memem: “There are two things in life for which we are never truly prepared: twins.”
dosłownie pierwsze chwile…
Mnóstwo razy zaczepiali nas rodzice odchowanych już twixów i powtarzali jak mantrę, że największą sztuką jest przetrwać pierwszy rok 😉 Zostały dwa tygodnie i chyba nie zapeszę mówiąc: wow. Dotrwaliśmy, choć pewnie jakiś tam uszczerbek na psychice jest (a moja internistka uznała, że to pewne gdy tylko o bliźniakach się dowiedziała ;-)). Dość epopejo-wstępu. Taka jestem cwana i rozpaplana, bo ostatnio zdarzają się nawet trzy godziny nocnego snu ciurkiem (no chyba, że wsiądę na trenażer = pobudka po kilku obrotach pedałami) , czytaj hulajdusza, będzie wpis. Jak to więc jest?
DWA W JEDNYM
Bliźniaki mają to szczęście i pecha jednocześnie, że są zwykle traktowane jako nierozłączna całość. Tymczasem nawet wśród jednojajowych parek klasyką gatunku jest taki rozjazd charakterów, że podobieństwo zewnętrzne jest jedynie zmyłką. Data urodzenia datą urodzenia, a więź więzią – ale to są dwie różne osoby, co zwykle da się odczuć od samego startu. Moja parka jest od siebie tak rożna, jak to tylko możliwe. Nie dość, że z charakteru, to jeszcze z wyglądu – gdyby nie podpowiedz w postaci podobnych gabarytów i bliźniaczego wózka ominęłoby mnie codzienne zagadywanie, czy to aby nie twinsy i och-jakie-to-słodkie 😉 Już na szpitalnej sali wiedziałam, że Sara jest ultra-wrażliwcem. Mały wpędził mnie za to trochę w maliny, bo przez pierwsze tygodnie dał do zrozumienia, że jest z gatunku tych bezobsługowych i bezproblemowych, które to uśmiechnięte kukają do przechodniów z wózka, zasypiają bez wspomagania, a w aucie z otwartą z fascynacji buzią podziwiają drzewo nr 7395. „Dziewczyny nie kłamały!! Takie dzieci istnieją i ja takie „w końcu” mam!!” Gdy już się z tą świadomością rozbestwiłam, oswoiłam i rozpowszechniłam ją otoczeniu -mały zakasał rękawki bodziaka i pokazał, że skoro siostry stawiają wysoko poprzeczkę, to pozostaje brać przykład na swój własny sposób. Mamoza, brutalne pobudki bladym świtem, chórek na dwa głosy w wózku i aucie – i mamy to; jesteśmy w domu, a ja znów na znajomym gruncie walki o wszystko 😉 Tymczasem mała Sara to mój „troublemaker”, powód, dla którego co drugi dzień mam ochotę przepytać mamuśki z bliźniaczych forów „czy mają podobnie”, pokusa, żeby zagadać wujka google o cóż tej małej istotce chodzi. Wahania nastrojów, wrodzona delikatność w każdym ruchu, (która nie przekłada się na subtelne krzyki), spryt i wrażliwość na rzeczy, z których nawet moja pierworodna hajnidka N nie robiła problemu. Możliwe, że ten wywód robi się długi jak analiza charakterów w kronice kryminalnej, więc podsumuję, co autorka ma na myśli: to są w 100% osobne osoby 🙂 Wygląd? Jedyne, co ich tu łączy to fakt, że paznokieć serdecznego palca rośnie im najszybciej 😜 Cała reszta to ewidentne kopiuj-zmień o 180st – wklej. Mała ma inny odcień skóry, niebieskie oczy, jaśniejsze włosy, brwi, rzęsy; inne kształty absolutnie wszystkiego – począwszy od stop, na głowie kończąc 🙂 Mały – wszystko na odwrót. Nawet z płcią się dogadali i moje nieśmiałe prośby do niebios „gdyby tak była parka…” zostały wysłuchane 🙂
SYNCHRON
Amerykańskie mamy są dość zasadnicze – hula tutaj metoda wypłukiwania, treningi snu i sztywne harmonogramy (choć jednocześnie bardzo kibicują i dzieci są wychowywane przy okrzykach „good job” i „you can do it”). Jeszcze w ciąży jedną z pierwszych rad z miejsc publicznych, którą dostawałam było „you just need to put them on the same schedule”. Heh… Próbować można. Trzeba. Możliwe, że za kilka lat, siedząc z książką na placu zabaw sama skuszę się na taką poradę, widząc inną mamę-wieloryba, z dwoma obywatelami w brzuchu. Tylko, że, tak dla przykładu: mieszkam z moim mężem ładnych parę lat, a dalej mamy kompletnie inne tryby. Każde z nas robi czasem wyjątki, ale kończą się nerwami. Niemowlak nie jest czystą kartą, którą możemy sobie pozapisywac według własnej fantazji – ma charakterek i upodobania. To, że jedno dziecko śpi ciurkiem do 8, a na dźwięk budzika rodzica ani drgnie wcale nie oznacza, że tak skutecznie zostało „wychowane”. Inne w tym czasie budzi się o 5, a śpi czujnie jak stróż i zmywarkę trzeba ładować w trybie slow motion, żeby nie musieć od nowa skakać na piłce, szuszać czy inne takie. Także: synchron przy bliźniakach dobra rzecz, ale nie zawsze wykonalna. Mój mały pilnuje, żebym nie odespała za bardzo nocnych treningów czy gotowania i robi alarm o świcie, wydając dźwięki podobne do dinozaura (mieszkamy pod Denver – przypadek? 😜). Małej zdarza się pospać nieco dłużej, bo na dinozaura ma już znieczulicę. I tak właśnie zaczyna się kolejny dzień, który wystartował dla każdego bobo o innej porze i leci sobie w innym tempie. Dla mnie oznacza to jedno: jeśli spanie o tej samej porze, to przy wspomaganiu (wózek). I oznacza jeszcze jedno: mój max czas bez choćby jednego Twixa na chodzie to średnio kwadrans, a przy odrobinie szczęścia i jeszcze wiekszej odrobinie zmęczenia jedno dziecko śpi mi na rękach, podczas gdy ja piszę, dzwonię lub robię głębokie oddechy, delektując się CISZĄ. Odkąd mam trójkę dzieci NIGDY nie włączam muzyki z własnej woli 😁
MAMAMAMA
Bliźniaki to wszystko do kwadratu – z wyjątkiem ilości godzin na dobę. Za to nawet urlop macierzyński jest dłuższy, zapewne po to, żeby choćby spróbować dojść do siebie po podwójnym huraganie 😉 To prowadzi to najbardziej uniwersalnej, bliźniaczej prawdy: Zawsze Coś.
I tu są trzy opcje:
Oboje mają “coś” – ząb albo cztery, skok, kryzys wieku niemowlęcego i długo by tak jeszcze można
Tylko jedno z nich ma „coś” – co oznacza, że nie można dychnąć i rozkoszować się, że maluch nr 2 jest na fali wznoszącej
Żadne nie ma nic – ten stan jest rzadki i podejrzany, zwykle stanowi zapowiedź punktu nr 1 i potrafi ostro dojechać 🤭
To sprawiło, że mam szereg jakże potrzebnych funkcji jak znalazł do CV:umiem otworzyć puszkę z cieciorką trzymając dwójkę dzieci, rozładować zmywarkę, gdy oboje trzymają mnie za nogi; potrafię działać bezszelestnie jak najlepszy złodziej i bywać (BYWAĆ, a nie permanentnie BYĆ) – oazą spokoju, gdy wokół jazda i istny cyrk.
Wychodząc z dwoma skrzatami ze szpitala wznosimy się na pewien poziom abstrakcji, do równoległej rzeczywistości. Pojęcia nie mam, czy zostaje się tam już na zawsze, czy może od pewnego wieku bliźniaki „liczą się” tak samo, jak dwoje dzieci w rożnym wieku. Wiem, że minął rok, a my wciąż tam dryfujemy – tylko czasem, głównie w publicznych miejscach, uświadamiamy sobie, że dla innych możemy wyglądać dziwacznie. I staramy się nie widzieć spisku w tym, że w naszych ulubionych restauracjach sadzają nas zawsze w najdalszym kacie sali 😉
CZY TO BLIŹNIAKI?
Niemowlak zwykle rozczula nawet tych, którzy własnych dzieci mieć nie planują, a bliźniaki to trochę jak nokaut słodyczy 😉 co sprawia, że wyjście z nimi pełne jest pytań i okrzyków.
Póki co nie widzę jeszcze, żeby przeszkadzało to mojej prawie-5 latce, ale bywa, że wydaje mi się mocno nie fair – co krok cała uwaga koncentruje się na maluchach, a pytania do starszaka dotyczą tego, czy pomaga, czy bawi się z rodzeństwem i inne tego typu słabe teksty. Starszemu dziecku nie jest łatwo być w układzie ono + bliźniaki, stąd kombinuję, jak mogę, żeby zrekompensować jej tę nierównowagę w postaci wspólnych wyskoków, tematów i spraw.
O czym my tu… …teksty nieznajomych. Jako, że w PL jeszcze z nimi nie byliśmy – nie znam polskiego repertuaru reakcji na Twixy. W USA zestaw jest stały: „Ohhh are they twins?” (tutaj dwa razy nastąpiło pytanie pogłębiające, czy urodzili się tego samego dnia)„You have hour hands full” oraz wszelkie okrzyki z przymiotnikami typu „cute”, „adorable”, „precious” i co tam dusza zapragnie. Jest to oczywiście całkiem miłe, podobnie jak ludzie którzy chcą ich zabawiać czy ponosić, ale – kawa na ławę – bywały czasy, gdy skręcałam z jakiegoś zatłoczonego miejsca w boczne uliczki, bo czułam, że kolejnego zagadywania nie zniosę – zwłaszcza, gdy w równoległej, domowej rzeczywistości te moje „aniołki” dawały mi tak popalić, że autentycznie wątpiłam, czy podołam fizycznie i, może nawet zwłaszcza, psychicznie. O właśnie. Psychika. O nią zahaczyć po prostu muszę, bo o baby bluesie, trudach poporodowych i życiu z dziurą w brzuchu (czyt. rozstępem mięśni) mówi się coraz powszechniej, a przy bliźniakach uderzenie jest podwójne i może ściąć z nóg. Bo to, ze uśpisz/uspokoisz/nakarmisz jedno z nich, to dopiero połowa sukcesu. A nawet 1/3: bo nawet, gdy uśpisz/uspokoisz jedno, a potem drugie, to to drugie w międzyczasie może już obudzić/zdenerwować to pierwsze. Stąd już ekspres do wrażenia, że nie ma kiedy dychnąć. …przy czym słowo „wrażenie” jest zbyt delikatne. To żadne złudzenie, tylko fakt: bliźniaki zapełniają dobę, głowę, kalendarz, ale też i, oczywiście, serce 🙂 Gdy po kilku miesiącach byłam na kontroli u internistki i uzupełniłam standardowy formularz o depresji poporodowej, lekarka przeleciała go wzrokiem i uznała, że bez antydepresantów będzie ryzykownie. Powiedziałam jej wtedy, że nie mam depresji (znam jej objawy z przeszłości), tylko bliźniaki 😉 Adrenalina trzymała mnie początkowo tak mocno, że mimo zmęczenia nie umiałam zasnąć. Wahania nastrojów jak u nastolatki, czarne myśli – to normalne, choć wydaje się nienormalne będąc w samym tego środku.
FOREVER TOGETHER
W temacie dzielenia się bliźniaki mają chrzest bojowy już od pierwszych godzin, co nie zmienia faktu, że wcale im się to nie podoba. Stąd też codzienność z Twixami polega na podnoszeniu jednego, podnoszeniu drugiego, podnoszeniu obu i tak w kółko, wkółkowkółko. Temat ewoluuje wraz z nowymi umiejętnościami, a repertuar się poszerza: najpierw zazdrość można wyrazić co najwyżej przeszywającym mózg krzykiem, a potem: hulaj dusza; można się nawzajem okładać czym popadnie, a potem uciec do nóg mamy, które ciągle się gdzieś przemieszczają i złapać je kurczowo, powbijać paznokcie i ze zdradzającym wszystko uśmieszkiem wjechać po chwili piętro wyżej, gdy mamamama zgarnie nieszczęśnika z podłogi na biodro. Temat bliźniaczej więzi znałam głównie ten podany na słodko: bobasy w ciasnym uścisku i inne takie. Hm. Tymczasem jest i tak, że działają na dwa głosy i podłapują wzajemnie swoje nastroje.Tkwi tym sens i logika: “jeśli siostra wszczyna alarm, to musi mieć dobry powód. OK, na wszelki wypadek do niej dołączę. Aaaaa!”
DZIEŃ PO DNIU
Z perspektywy roku widzę to tak: najpierw byłam pod powierzchnią, skrajnie zmęczona i zmieniona ciążą. Przedłużyłam nawet pobyt w szpitalu (i nie ma to nic wspólnego z boskimi pieczonymi batatami i cynamonowymi tostami z chleba bananowego 😍) SKOK W BOK: Jak wyglądał poród w USA vs. ten polski? Pomagało mi tam tak wiele położnych, odwiedzało tyle specjalistek, że głowa pulsowała mi od myśli, jak mamy to teraz pociągnąć sami. A już najbardziej mroził mnie temat karmienia: choć od początku mówiłam sobie, że nie będę wywierała auto-presji i w razie czego z luzem przejdę na butelkę, tak w szpitalu coś się we mnie poprzestawiało i uznałam, że wolę już wszelkie konsekwencje podwójnego karmienia niż żonglowanie butelkami i odmierzanie ml ledwo widząc ze zmęczenia na oczy. Tutaj niestety w ramach ciekawostki dodam, że gdybym miała bazować na amerykańskich teoriach nawet nie podeszłabym do tematu karmienia. Usłyszałam, że kobieta jest stworzona do wykarmienia jednego w porywach do 1,5 (tak, tak) dziecka. Na szczęście w Polsce temat kp przeżywa swój renesans i hula w najlepsze, więc przez pierwsze dwa miesiące, praktycznie uwięziona w wielkiej, zapinanej poduszce do kp przeczytałam absolutnie WSZYSTKO, co znalazłam w tym temacie. Dzięki polskim źródłom życie mnie zaskoczyło, a dzieci przez ten rekomendowany przez WHO rok są karmione naturalnie i cdn. Jak to więc jest karmić Twixy? Im dalej, tym łatwiej. Gdy ogarnie się samodzielne wchodzenie i wychodzenie z konstrukcji z poduszki/poduszek, to już część sukcesu. Druga to układanie sobie na niej samodzielnie dzieci – bez tego jest się skazanym na kp w systemie zmianowym, czego sobie w pierwszych miesiącach kompletnie nie wyobrażam. Jeśli więc jesteś przyszłą mamą bliźniaków, mocno polecam tandem! Na dodatek ma się wtedy obie ręce wolne i można swobodnie czytać 🙂 Większym wyzwaniem okazały się być u nas wyjścia. Nosiło mnie od samego początku; tymczasem maluchy wózka zgodnie nie tolerowały. Przy jednym dziecku wystarczy je wziąć na ręce lub do nosidła i sprawa zhackowana; przy dwójce robi się pod górkę i mnóstwo razy wracałam po kilkunastu minutach spaceru do domu. Jeśli tez macie takie niewózkowe egzemplarze, moja historia może Wam dodać otuchy 🙂 z bieganiem ruszyłam w 4mscu i moim głównym napędem była myśl, że biegnąc pokonam w tym superkrótkim okienku większy dystans, a tęskniłam za ruchem jak wariatka. Z krótkiego kółka wokół przydomowego parku dolecieliśmy do regularnych, wspólnych treningów i choć nadal zdarza mi się wracać do domu niosąc królewicza i pchając królewnę, to z perspektywy naszych początków jest o niebo lepiej.
Nie przekonałam się za to nigdy do podwójnego chustowania i nosidłowania w tandemie, choć są na to sposoby, a nawet specjalny sprzęt. Mamy, którym się to udało rozumiem i podziwiam; mnie temat przerósł i nie wyobrażam sobie usypiania w taki oto sposób. Swoją drogą – co, jeśli i dziecko na brzuchu i na plecach zaśnie? Siadamy bokiem na krześle i staramy się nie przysnąć, co niechybnie groziłoby fikołkiem? 🤔 Jak widać rok rokiem, ale żadna ze mnie doświadczona twin-mama i dalej tematy obsługi tandemu kryją dla mnie jakieś tam tajemnice 😉
JAK ŻYĆ?
To ten moment, gdy uświadamiam sobie, że mogłabym tak jeszcze długo; słowo po słowie tracąc nawet najbardziej wytrwałych czytelników tego posta. Zrobię wiec coś, czego nie znoszę. A co. Będzie to rada z gatunku tych złotych. Co, jeśli spodziewasz się bliźniąt i drżysz z obu: radości i strachu? Radę mam jedną, z podkładem muzycznym: LET IT GO, LET IT GOOO.W różnych tej frazy wymiarach. Utrzymuj się na fali, odpuszczaj perfekcjonizm, ciesz się byciem wybrańcem losu i idź na kompromisy sama ze sobą w kwestiach okołodomowych, żeby znaleźć dla siebie moment na coś przyjemniejszego od jechania na mopie.
Mix emocji będzie z Tobą już na zawsze, a matematyka jest prosta: za podwójną jazdę dostajesz podwójne szczęście. Wszystko ma swoją cenę, a przy bliźniętach każda trudność zwraca się z nawiązką. To cudowny, choć pokręcony układ. Najdziwniejszy, w jaki do tej pory się wplątałam i jedyny, z którego za nic w świecie wydostać się nie chcę 🙂 Jeśli nie jesteś z kamienia, będziesz płakać. Krzyczeć (polecam w momencie kryzysu wrzucić orzechy do thermomixa i nastawić na max, po czym trochę pokrzyczeć – emocje zejdą, a na deser będziesz mieć pyszne masło orzechowe 😁).
Twoje granice się przesuną– nawet, jeśli trafią Ci się egzemplarze śpiące i współpracujące. Organizacja i docenianie drobiazgów wskoczą na wyższy poziom, nic już nie będzie takie samo, jak przedtem. Bliźniaki dają dodatkowe punkty do matczynej mocy i gdy się zaprzesz, możesz sporo. Choć co kilka dni wpadam w panikę, jak mało ogarniam vs. to, co bym chciała, jakiś tam procent planów udaje się urzeczywistnić. Jakby nie bylo, mając 4msc jeździły z nami 10 dni po Californii, miesiąc później skoczyliśmy do Vegas i skusiliśmy się na Wielki Kanion (i nieeeewazne, że przez x przerw po drodze dojechaliśmy tam pół h przed zachodem słońca). W tym roku mamy plany na kolejne trzy albo cztery stany. Pięć weekendów spędziliśmy razem na nartach i w systemie zmianowym ja również mogłam nacieszyć się deską. Choć czasu na pisanie mam okrutnie mało i robię to głównie ze śpiącym dzieckiem na rękach – mogę trenować. Szykujemy się do mojego Ironman 70.3 razem, jak drużyna do sztafety 🙂 Robimy razem wybiegania po kilkanaście km i szybkie akcenty. Ćwiczymy stabilizację, bo gdy tylko robię w domu podpory, dzieciaki ładują się na górę. Kalendarz zmieniłam na bardzo cienki, a i tak w dużej mierze nie jest zapisany. Nie do końca pamietam, kiedy widziałam jakiś film lub usiadłam tak po prostu z książką w fotelu; ale te 3-5 książek miesięcznie machnę dzięki ojakjaciękocham Kindle. I gdybym miała wybrać tylko jedną rzecz, za którą tęsknię, to byłaby to choćby godzina w ciągu dnia. Niczym niezmącona. Taka, żebym mogła zrealizować temat, na którym mi bardzo zależy, a do którego brakuje mi koncentracji o 23 czy później. Ale to tylko i aż kwestia czasu. Tymczasem…ależ będzie banalnie. Wszystko, co słyszeliście o bliźniakach jest prawdą: i to ‚double trouble’ i ‚double love’. Uwielbiam je równie mocno, jak mocno, dzień w dzień, wystawiają mnie na próbę. A Ty uważaj, o czym marzysz, bo może się spełnić 🙂
Yosemite, czyli jeden z wieeeelu punktów naszej objazdówki
Masz bliźnięta? Ten tekst brzmi znajomo, czy może Twoje życie wygląda inaczej? Spodziewasz się twixow? Jak tam nastrój? 🙂 Tym, którzy dotrwali do końca biję mocne brawa – to jak, komu się udało?
Ostatnie posty
Zobacz wszystkieDziki Zachód czy american dream? Kolejna odsłona amerykańskiej rzeczywistości. Tym razem będzie lekko bezwstydnie, bo zabieram Was po...
Pierwsze dziecko? Z namaszczeniem ćwiczysz oddechy. Drugie? Pieprzysz oddechy, bo wiesz, że nic nie dają. Trzecie? Prosisz o znieczulenie...
Comments