Oscarowa rola “TATA”
„Dziękuję, dziękuję. Nie spodziewałem się takiego wyróżnienia. Jak na rolę życia, przyszła zaskakująco łatwo…” – tak mógłby powiedzieć mój mąż, odbierając nagrodę. Siedziałabym na widowni zrobiona na hollywoodzko boską, w kiecce do ziemi. A po gali cisnęłabym ją gdzieś na piachu i poszłabym popływać w oceanie, tuż przed lodowatym drinkiem z miętą. Bo wiecie…nominowałam mojego męża do Oscara w kategorii „najlepszy aktor” za te wszystkie role, które gra na codzień. Ale sprawa może się sypnąć, gdy wyjdzie na jaw, że on wcale nie udaje…
„Będę wymagającym tatą” – miał taką mantrę. Dokładnie wtedy, gdy ja męczyłam swoje: „Nie dam się ciążowym humorkom” czy tam „Nie będę foszastą zołzą”. Z perspektywy czasu przyznaję bez bicia, że nieźle nas zamroczyło!
Rola wymagającego taty mu się udała, no nie powiem. Całe osiem miesięcy – osiem miesięcy ciąży. Gdzieś do pewnego upalnego dnia, gdy mała N. przyszła na świat, obwieszczając to głośno i dosadnie (w tej kwestii nic się nie zmieniło 🙂 ).
1,5 roku później…
„Tatuuuuś” – mówi mała N. i intonuje to długie „u” na trzy sposoby. Koniec. Pozamiatane. „Tatuuuś” działa jak hipnoza. „Tatuuuś” momentalnie jakby luzuje. „Tatuuuś” zapomina o wszystkim, co jego niecierpliwa małżonka kładzie mu do głowy. Twardy reset.
Ostatecznie „będę wymagającym tatą” wkładam gdzieś między bajki o wyścigach kucyków a zabawie w magika.
Ale za to, pozostając dalej w klimacie magii… to istne czary, jak w wiele ról potrafi wejść mój – dotychczas bezwzględnie jednozadaniowy – mąż.
ROLA: SOLISTA
Wolne weekendy spędzaliśmy w skałach. W ciągu dnia wspinaczka, nocami wino i ognisko. Bajka za jakieś 20PLN dziennie. Wino i ognisko = śpiewanie, a mimo to mój P. pozostawał nieugięty. „Nie śpiewam!” – miał zasadę. Odporną i na moje namowy, i na klimat, i na wino 😉 Cóż, to, co się wydarzyło po urodzeniu N. potwierdza teorię „nigdy nie mów nigdy”. Tatuś śpiewa.
fot. voicercise.com
Na dodatek na tyle melodyjnie, że umiem rozpoznać CO śpiewa.
I zna słowa!
Gdy mała N. zaczyna rozpaczać w aucie, mój mąż odpala swój repertuar. I wcale nie musi w tym celu zatrzymywać auta! Nie! On to robi symultanicznie. Czyli tak, jak do tej pory (podobno) nie potrafił…
Akompaniuje jej do mycia zębów. Kąpieli. Skakania po kanapie (TAK, pozwalamy naszej małej skakać po kanapie).
Niektórych rzeczy o sobie po prostu się nie wie, póki się ich nie dowie 🙂
ROLA: STYLISTA Taki obrazek: dziewiąty miesiąc, dziewiętnaście kilogramów na plusie, trzydzieści stopni na dworze… i ja, wiernie tkwiąca przy desce do prasowania, przy której usypałam kopiec mini-ciuszków. Cudownie. Daleko jeszcze?!
fot.100layercakelet.com
Czasu miałam w bród (ile ja bym teraz dała za taki zwykły dzień, który mam TYLKO dla siebie!). Żeby więc ułatwić życie mojemu P. ułożyłam ciuszki kategoriami, a w szufladach poprzyklejałam karteczki: „BODZIAKI”. „PAJACYKI”. Czy wspominałam już, że miałam MNÓSTWO czasu? 😛
Początki roli stylisty były trudne. Pojawiła się N. i okazało się, że nawet naklejki nie pomagają świeżo upieczonemu tatusiowi. Ja: „Poooodaj booooodziakaaaaa”. P: „Które to bodziaaaaak?”
Trening czyni mistrza i teraz mój mąż posiada umiejętności, które kiedyś wydawały się dla niego czystą abstrakcją. Odróżnia sukienkę od spódniczki! Różowy od fioletowego! Wie, że sukienki nie ubiera się na spodnie od dresu (choć początkowo stwierdził, że się czepiam :P). ROLA: KUCHARZ
Zachowanie równowagi to dla mnie wyzwanie. Zazwyczaj miotam się od euforii do załamki, a przenosząc to na kulinaria: od kulania 6 posiłków dziennie po strajk głodowy.
fot. mamadu.pl
Zwykle na ratunek nadciąga mój zrównoważony mąż, który uchował małą N. przed moim dietetycznym terrorem (i wybił mi z głowy zakup pluszowego brokuła z IKEA, żeby N. mogła się do niego codziennie przytulać 😛 ). To dzięki niemu N. poznała już smak ketchupu (zdecydowanie NIE w wersji home-made czy tam eko), kiełbasy krojonej w plasterki (najlepsza taka maczana w wyżej wymienionym ketchupie) i kilku innych produktów, których nie planowałam zaserwować małej N. conajmniej do osiemnastki 😛
Za to tata wie, co dobre i nie zawaha się tego podać!
Wystarczy stanowcze „ciem!”, żeby do małego brzucha trafiły dwa banany, kajzerka i kukuchrupki, podlane obficie soczkiem.
Ale i tak najbardziej lubię to szczere zmartwienie, że „N coś nie chciała jeść kolacji…” 🙂
ROLA: HIPNOTYZER
Tata, który śpiewa, gotuje i ubiera to coś pięknego, ale taki, który potrafi również UŚPIĆ rozbrykane młode…no rozpusta!
fot. babyonline.pl
Gdyby mój P. nie opanował tej umiejętności, nie leżałabym sobie teraz na brzuchu klepiąc w klawiaturę kompa. Zamiast tego, zamknięta w jakimś wariatkowie, starałabym się właśnie o przepustkę na święta!
Tata zawsze znajdzie haka na niemowlaka. Uprości to, co skomplikowane. Przechytrzy liska-chytruska. I znajdzie w sobie jakieś anielskie pokłady cierpliwości, kiedy mi para wychodzi już uszami, plecy odmawiają posłuszeństwa, a kołysanki wiercą dziurę w głowie.
Ale przede wszystkim tatuś zna i praktykuje jedną, złotą zasadę: najlepszy sposób na uśpienie dziecka to zasnąć razem z nim. NIE „na niby”, jak robi to mama 🙂
ROLA: WYBAWCA MAMY Jesteśmy w tym mieście tylko we dwoje, zależni od siebie jak bliźnięta syjamskie. Muszę zostać dłużej w pracy = on musi wrócić wcześniej ze swojej. Chcę wyjść wieczorem z domu = on musi w nim zostać. Marzy mi się maraton = on z mniejszą lub większą cierpliwością znosi wszystkie tego konsekwencje.
Czy u Was nie ma czasem podobnie?
Nawet jego zwykła, nieoprotestowana zgoda na zostanie z małą N. w domu to dla mnie mega postęp w realizacji moich zachcianek.
Nie wybiegałabym połowy tych kilometrów, gdyby nie on.
Jasne, że to transakcja wiązana. Dostaję wolne wieczory na treningi i wsparcie na zawodach, ale też psioczenie o późne wychodzenie z domu i powtarzane do znudzenia „po co ci to” i „połóż się wreszcie jak człowiek”.
Ale z powodu, którego pewnie on sam nie rozumie, sterczy na tej mecie (zwykle bez rękawiczek, bo zapomniał) z N. na rękach, przynosi zimną wodę, gdy relaksuję się w wannie po wieczornym bieganiu i znosi mój słowotok na tematy, które (czego nie ukrywa 😛 ) nudzą go, jak mnie jego Wiedźmin.
Za babskimi marzeniami stoi zazwyczaj męskie wsparcie. Czasem entuzjastyczne, czasem milcząco-akceptujące, a czasem żadne, choć na szczęście nie wiem, jak to jest.
„Tatuuuuś” to dobry duch kobiecych marzeń. Nawet, jak zniecierpliwiony i wymęczony, to dobry 🙂 * Animator zabaw. Tłumacz z „dzieciowego”. Fryzjer. Tragarz 🙂
Rola za rolą i nie ma zmiłuj, że dwóch rzeczy jednocześnie to się robić nie da. Do tej pory zarzekał się, że jedno zadanie to max maxów. A starczyła mała (ale głośna) motywacja, żeby został Oskarowym Tatuśkiem z bogatym portfolio.
To jak będzie z tą suknią do ziemi, oceanem i drinkami z palemką po gali? 😉
Panowie, o czymś zapomniałam? Dziewczyny, w jakie role wchodzą tatusiowie Waszych dzieci?
Ostatnie posty
Zobacz wszystkieDziki Zachód czy american dream? Kolejna odsłona amerykańskiej rzeczywistości. Tym razem będzie lekko bezwstydnie, bo zabieram Was po...
Comentarios