top of page

LEKKA W CIĄŻY na 6 sposobów + KONKURS!

Kręciło mi się w głowie jak w ruletce. Czysty hazard! Gdziekolwiek nie spojrzałam, tam ryzyko. Krążyłam po tym świrniętym kasynie z bezalkoholowym daiquiri i gdy tylko ktoś mnie szturchnął, żeby znów skomentować: “będzie CIĘŻKO”, coś się we mnie wściekało. Odwróciłam się i wybiegłam na zewnątrz – jeszcze mogłam. A mów sobie, mów. Zrobię odwrotnie, zrobię tak, żeby było LEKKO!

Taki kadr z mojej głowy 🙂

“To ty nie biegasz? Pewnie ci z tym ciężko!”. “Twins? You’re gonna be HUGE”. “Tak daleko, sami? Ciężko…”

Ciężko, bo ciąża mnoga. Ciężko, bo życie na jednej pensji. Ciężko, bo długa pauza w pracy. Ciężko, bo daleko i nowe. Ciężko, bo może sport to ja będę miała, ale co najwyżej w archiwum bloga.

Ja to wiem i Ty to wiesz, stąd tak bardzo nie lubię, gdy mi to powtarzasz…

Powiedziałam więc sobie, że zrobię wszystko, żeby było na przekór: LEKKO. I dziś o tym!

LEKKI SPORT

Jestem biegaczką na biegowym detoksie. Na finiszu treningu maratońskiego pod <3:20, w pewną niedzielę, o świcie, już w sportowych ciuchach, z głową pełną 19:59, 19:59, z numerem na bieg na 5km czekającym w torbie w przedpokoju zrobiłam test ciążowy. Wynik był wymarzony i przyćmił kompletnie ten inny, też wymarzony, te 19:59. Na zawody nie poszłam.

 
 

A że nikt nie przyklasnął bieganiu w podwójnej ciąży, przeszłam na detoks z dnia na dzień, z zaskoczenia. Tęsknię czasem tak, że mnie skręca!

Z trybu kompletnej biegowej fiksacji przepięłam się na sport w wersji slow. Nigdy nie tracę oddechu. Robię lekkie ćwiczenia. Lekkie cardio. Lekkie, choć długie, spacery. Lekką jogę. Codziennie coś. Brakuje mi bólu mięśni, uczucia kompletnego upodlenia po treningu, wypłukania z węgli, siedzenia w krótkich spodenkach na szorstkiej bieżni z palącymi płucami.

Ale ta lekkość odwala ciężką robotę! Minęło 31 tygodni i nic mnie nie boli. Waga skoczyła o 16kg i rośnie dalej jak szalona, ale ja te kilogramy w swoim – lekkim – tempie noszę z wdzięcznością i sport sprawia, że lekko mi też na duszy.

 
 


LEKKIE MYŚLI

Odchudziłam je sobie z ciężkich postanowień: “wychowam najszczęśliwsze dzieci w rejonie”, “wybiorę dla nich wszystko, co najlepsze”, “w wieku 3 miesięcy będą umiały przepłynąć basen olimpijski” i inne takie.

Co za ulga!

Oddycham, zamiast tonąć w morzu wyprawkowych recenzji. Bimbam sobie. Zjechałam z ambicji, coby posiąść wiedzę w pocie czoła wykopaną z internetów.

Przy małej N. przemyślałam wszystko wzdłuż i wszerz. Snułam plany jak szalona, na pewniaka. Efekt? Życie zagrało mi na nosie i ściągnęło mocno na ziemię.

Na tą samą, na której zasypiałam w dwie sekundy, czy to na macie dla niemowlaków, czy do jogi.

I jeszcze coś: nie rozmyślam non stop o dzieciach. Gdy już będą, wezmą sobie pewnie te 100% uwagi bez dyskusji. Teraz dałam sobie luksus myślenia o…sobie. Czego chcę? Co muszę zrobić, zanim się urodzą, żeby zabezpieczyć swoje marzenia, zachcianki? Na co mam ochotę? Robię to kompletnie na bezczela i dobrze mi do kwadratu.

Czas szybciej płynie, gdy nie odlicza się nerwowo każdego dnia. Płynie też przyjemnie, bo skoro wszyscy twierdzą, że szczęśliwa mama=szczęśliwe dzieci, muszę się rozpieszczać do sześcianu 😉

LEKKA PRESJA

Czasem, przepracowane, myślimy: “byleby tylko mieć święty spokój”. Leżeć. Pachnieć. Machać nogami. Oglądać masterchefa.

Po kilku dniach gwarantuję pierwsze oznaki szaleństwa. Człowiek uwielbia mieć lekką presję, mobilizację! Taką, która nie rozflacza go w łóżku na pół dnia, tylko daje kopa.

Stąd zamiast korzystać z dobrodziejstw Netflixa wzięłam się za drobne, pożyteczne zachcianki, na które wcześniej nie miałam rezerwy czasu. Kurs szybkiego czytania. Tajniki internetu. SEO. Zaległe podcasty. Zdalne lekcje angielskiego. Rozwojowe książki. Rozkręcanie bloga (w ciągu dwóch miesięcy podwoiłam ilość unikalnych użytkowników – DZIĘKUJĘ!!!). Pisanie. Studia.

 
 

W pierwszej ciąży działałam zupełnie inaczej – wrzuciłam na pełen luz – a skończyło się tak, że pod koniec byłam jednocześnie rozleniwiona i cholernie nerwowa. Teraz jest o niebo lepiej!

LEKKIE UROZMAICENIA

Ani się obejrzałam, a z rutyny praca-dom-maraton wpadłam w inny, regularny tryb, który na dodatek uwielbiam 🙂 Każdy tydzień rozpisany w excelu, każdy dzień w kalendarzu. Żeby nie być aż taka nudna, wrzucam sobie urozmaicenia. Umawiam się z przypadkowymi ludźmi, wychodzimy spontanicznie do restauracji z każdej możliwej kuchni świata, testuję dziedziny, których wcześniej nie ruszałam palcem. Miłość do zmian wciąż żywa!


LEKKIE PRZYJEMNOŚCI

Jeśli trochę już tu jesteś to wiesz, że ze mnie hedonistka. Nie znoszę motywu matki-Polki-męczennicy, która głównie się poświęca, a przez “chwilę dla siebie” rozumie taką przy żelazku.

…i żeby to jeszcze była “chwila”, a nie nocna zmiana.

Nie robię nic wielkiego. Prażę popcorn i oglądam z Nadią dwa razy pod rząd “Kubusia i Hefalumpy”, idę na masaż, w weekendy pakujemy prowiant i robimy piknik w losowo wybranych miejscach, jem lody (a czasem i podwójne), a choć w dzień trzymam się mądrych książek w ramach “lekkiej presji”, tak w łóżku czytam tylko lekkie książki, które poza przyjemnością kompletnie nic nie wnoszą do mojego życia 🙂

LEKKIE UBRANIA

“To też do oddania??” – dziwił się mój P. na widok kolejnego worka wypchanego ubraniami. Zrobiłam ostre czystki. Te ciuszki, za którymi udeptywałam kilometry w galeriach, bez żalu przekładałam na stos “out”. Mega odświeżające, polecam!

Pobyt w USA z jednym kartonem z nabazgranym “clothes” to prawdziwa, minimalistyczna rewolucja. Nie tęsknię. Bajeczna garderoba z reklamy heinekena to nie moja bajka. To, co z rewolucji ocalało, musiało spełniać surowe kryteria: proste. Kobiece. Dobrej jakości. Ładne. Wygodne.

Teraz, w ciąży z bliźniętami  to dla mnie podwójnie ważne i…trudne. Większość ubrań z działu “ciąża” wygląda jak z zeszłej epoki. Są workowate i nawet, jeśli skuszę się czasem na przymiarkę, szybko z powrotem je ściągam. Brrr. Dziewiąty miesiąc z trojaczkami, jak nic!

Dlatego tak uwielbiam moje lekkie, ciążowe legginsy. Pasują mi na siłownię, na codzień i długie wędrówki w terenie. Są gładkie, jak te do biegania i cudownie wygodne. Wiernie ze mną rosną i gdy wszystkie inne modele zaczynają mnie krępować, te nadal są idealne. Okazało się, że materiał sprowadzany jest do Polski aż z Włoch i wykorzystuje się go też w kolarstwie – mojej sportowej duszy bardzo to pasuje 🙂

Stworzyła je pod nazwą The Miracle Makers pewna zakochana w jodze dziewczyna, która dobrze zna tryb “aktywna ciąża” i “aktywna mama”. Ada projektuje ubrania dla dziewczyn, które w ciąży i już po niej chcą zachować luźny, niezobowiązujący styl. Taki, który pozwala czuć się lekko nawet wtedy, gdy – teoretycznie – powinno być ciężko!

Choć legginsami nacieszę się jeszcze tylko przez kilka ostatnich tygodni ciąży, a potem połogu, to koszulka z tej samej serii zostanie ze mną na dłużej – ma ukryty zamek, co daje opcję dyskretnego karmienia.

KONKURS: CZAS NA CIEBIE!

Napisz w max. 3 zdaniach co robisz, żeby czuć się lekko w ciąży lub pierwszych miesiącach macierzyństwa z dopiskiem CIĄŻA lub MAMA.

Spośród Waszych odpowiedzi wybiorę dwie:

– najlepsza z kategorii “ciąża” = wygrane legginsy modelujące The Miracle Makers (do wyboru z całej kolekcji) – najlepsza z kategorii “mama”= wygrana koszulka do karmienia The Miracle Makers (do wyboru z całej kolekcji)

Na zgłoszenia pod tym postem na Facebooku czekam do 5.04. (czwartek). Wyniki zostaną ogłoszone trzy dni później.

Nikt nie powiedział, że będzie lekko – ale nikt też nie powiedział, że nie możemy się tak czuć, prawda? 😊


1 wyświetlenie

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

WYSZŁAM NA MIASTO, a tam życie

….w pępku Wwy. Sobie tętni. Idę środkiem, jak w bańce, jak w bajce, niewidzialna. Adidasy nie brzmią na tym zgrzanym chodniku, jak powinny, nie ma stuk-stuk-stukstukstuk. W tej trattorii na rogu włosk

bottom of page