top of page
Natalia Ligenza

E-TERRORYSTKI są wśród mam

Może się kiedyś spotkaliście… jak to zwykle bywa: w piaskownicy, przy huśtawce czy w osiedlowych delikatesach. Dzień dobry, dzień dobry, nic specjalnego, czasem niewinna wymiana frazesów.

Nie wyróżnia się niczym specjalnym, może być mamą troskliwą lub surową, pogodną lub przygnębioną. W tryb e-terrorystki przełącza się dopiero po zalogowaniu do sieci. Wklikuje się w grupę na Facebooku i już jest w domu. W domu, po którym kręci się sporo gości, ale to ona wie, co jest dla kogo najlepsze. A prawda, jak matka, jest tylko jedna – jej własna i osobista.

Młoda mama, jakby nie było, zajmuje się głównie błądzeniem. A, że podobno kto pyta, nie błądzi – to  mama pyta lub, w wersji bardziej wycofanej (czyli mojej) podczytuje tych, którzy zapytać się odważą.

I nie trzeba długo czekać, aby ujawniły się ONE. E-TERRORYSTKI. Czym różnią się od mądrych mam, które chcą dzielić się swoją wiedzą i przekonaniami (i których na szczęście jest w necie bardzo dużo)? Nie znoszą sprzeciwu. Na pewne kluczowe słowa działają jak automaty i z miejsca atakują. To mamy, które albo chcą za bardzo, albo czegoś nie do końca zrozumiały, albo po prostu nie grzeszą tolerancją. I to o tych właśnie skrajnych egzemplarzach będzie poniższy wywód.

Takie rzeczy to tylko na Facebooku!

[UWAGA! Użyte imiona są przypadkowe. Post opisuje zlepek moich indywidualnych odczuć i obserwacji zebranych na popularnych grupach na FB. Jestem zwolenniczką zarówno KP, BLW jak i RB. W zrównoważonej, pozbawionej obsesji formie. Ale przez te wszystkie miesiące nabawiłam się uczulenia na nietolerancyjne i zbzikowane mamy.] Alicja. TERRORYSTKA LAKTACYJNA.


babybottleonwhite

Charakterystyka:Matka Karmicielka. Promotorka naturalnego karmienia (KP) na żądanie oraz DKP (długiego KP). Jej nieodzownym atrybutem jest tzw. cyc  (a nawet dwa).

Główne ofiary terroru: matki karmiące swoje dzieci mlekiem modyfikowanym (mm). Matki karmiące wg zegarka (np. co 3h). Ludzie, którzy odważą się choćby krzywo spojrzeć lub skomentować praktykowane przez nią karmienie publiczne. I ci, którzy sugerują, że karmienie 3latka to już lekkie przegięcie.

Z życia wzięte: Alicja. Ma małego synka i już będąc w ciąży nie mogła się doczekać karmienia. Jest matką pełną piersią, niezastąpioną taką. Czuje się prowokacyjnie, wrzucając swoje liczne brelfie (dla niewtajemniczonych – selfie podczas KP) do sieci. Kręci ją wyszukiwanie jak najbardziej nietypowych miejsc do karmienia i, dumnie się wypinając, tylko czeka na czyjś komentarz. Jest nieco rozczarowana, gdy nikogo jej widok nie rusza. Cóż, może innym razem? Bo ona WALCZY!

W necie to inna sprawa. Tutaj roi się od zbłąkanych owieczek. Złe matki! Najgorsze są te, które karmią swoje dziecko modyfikowanym mlekiem. Skreśla je już na starcie. Biedne dzieci będą rzecz jasna mniej inteligentne niż jej, własną piersią przecież wykarmione. Nie, to w ogóle nie ma porównania. Ale nie ma co winić tych maleństw, o matkę się tutaj rozbiega. Jak ona może? Tłumaczy się, że nie potrafiła, że komplikacje, a to fizyczne, a to psychiczne. Pliiiis! Ona wie przecież lepiej. Leniwe matki, złe matki. I nie wiedzą, co to poświęcenie. Kiedy ona karmi na żądanie, czasem i kilkadziesiąt razy na dobę, one bez wyrzutów sumienia zostawiają dziecko z tatą i butelką. Faszerują dzieci na noc mm, bo im się w głowach poprzewracało i snu im się zachciało.

Jej dziecko nawet na oczy nie widziało butelki i jest z tego dumna! To się nazywa prawdziwe macierzyństwo i miłość prawdziwa. Najciężej jest nocami; mały ma 8 miesięcy i nie umie przespać ciągiem dłużej niż godziny, wisi na niej w nieskończoność. Niewygodnie jej, nie wysypia się, ale to cierpienie jest PO COŚ. W ciągu dnia, żeby mały zasnął, cyc też jest potrzebny, wiec i ona złapie trochę snu tak przy okazji. Mąż czasem burknie nieśmiało, że w domu pobojowisko, a i ona jakaś taka nerwowa i spięta. Szybko przywołuje go do porządku – cyca nie ma, to i wypowiadać się nie ma co!

Mój złoty środek: jestem zwolenniczką KP. Ha! Co więcej, nie tylko w teorii, ale też w praktyce! TAK, karmię N od ponad roku. Odstawia się naturalnie, bez traumy i sama. TAK, wierzę w dobroczynny wpływ KP. I NIE, nie było to ani trochę tak proste, jak sobie wyobrażałam. Mierzi mnie cycofanatazm, chwalenie się dziećmi „cycoholikami”, krytykowanie mam, które wybrały inaczej (bo mogły, bo chciały, bo miały swoje powody). A przede wszystkim odrzuca mnie poczucie nieuzasadnionej wyższości z racji KP. Nie spotkałam się z frontem mam mm przeciw mamom KP, ale już w drugą stronę jest on bardzo wyraźny.

Basia. TERRORYSTKA POKARMOWA.

Charakterystyka: Matka Żywicielka. Gardzi słoiczkami i papkami, stosuje metodę BLW (czyt. dziecko je to, co dorośli, w oryginalnej formie, oczywiście dostos

owane do wieku). Karmienie łyżeczką zakazane! Matka bardzo przewrażliwiona na punkcie zdrowego odżywiania. W markecie na każdym kroku czyhają na nią niebezpieczne pułapki, które ona z wprawą i wdziękiem omija. Ajjj, jakie jej dziecko będzie zdrowe!

Główne ofiary terroru:  matki podające dzieciom słoiczki/karmiące łyżeczką. Plus te pozwalające na jedzenie z Długiej Listy Produktów Zakazanych.

Z życia wzięte: Poznajcie Basię. Do wychowania swojej dwuletniej córeczki podchodzi solidnie i sumiennie. W jej zakupach miejsca na spontaniczność nie przewidziano.

Przygoda z BLW zaczęła się niewinnie, od obowiązkowego zdjęcia małej w krzesełku IKEA, jedzącej (maltretującej?) uparowanego uprzednio brokuła. Zebrała tyle lajków i miłych komentarzy! Wiedziała już, że dobrze wybrała.

Wskazówki doświadczonych koleżanek były jasne i wiernie za nimi podążała. Kleiła kostki i kulki z kaszy, zupy podawała w kubeczku. Łyżeczka czekała na swoją kolej na dnie szuflady i, póki co, się nie doczekała. Basia zrobiła nalot na eko-sklep i wypełniła szafki amarantusem, kaszami i suszonymi owocami (tymi bez siarki, naturalnie). W lodówce pilnuje zapasu serka bieluch i jogurtu  (tego bez mleka w proszku, naturalnie). Ale tak naprawdę, to jogurt chce zacząć robić sama. Wszystko, co najlepsze dla jej niuni! Jakoś spróbuje znaleźć czas, chociaż to samodzielnie pieczenie chleba i robienie szynek w szynkowarze jest, przyznaje, nieco pracochłonne. Na szczęście ma motywację i wie, że warto!

Szkoda tylko, że wokół tyle ignorantek! Daleko szukać nie trzeba, wystarczy spojrzeć na żłobek. Niby chodzą tam dopiero tydzień, a już tylu osobom trzeba było zwrócić uwagę! No bo, na przykład, z jakiej racji podaje się maluchom jajka z wolnego wybiegu, a nie ekologiczne? Ona swojego dziecka nie ma zamiaru niszczyć od środka. Ona o ten środek zadba, jak nikt inny. Ale te jajka to jeszcze nic. Najbardziej oburzyli ją inni rodzice. Jeden z chłopców, z okazji swoich urodzin, przyniósł paczkę czekoladek do podziału. Co proszę?? A czy ktoś z nią w tej sprawie się tak w ogóle konsultował? Czy ona sobie tego życzy? NIE, bo sobie, naturalnie NIE ŻYCZY! Jej córka słodyczy nie zna i nie pozna tak długo, jak tylko to możliwe. Sio z cukierkami! No bo czy ten chłopiec nie mógł przynieść domowych, owsianych ciasteczek? Czy ona naprawdę ma tu teraz wszystkich edukować, czy to tak trudno jest się czasem zwyczajnie zainteresować, pomyśleć trochę? Ona, wchodząc na sterylną ścieżkę bez chemii, musi główkować wprost bez przerwy. Co zabrać małej do samolotu? Słoiczek odpada. Choćby i był eko. Co z wakacjami za granicą? Czy kuchnia zgodzi się przygotowywać dla niej alternatywne dania bez soli? Co przygotować małej, jeśli wybierają się całą rodziną do restauracji? W końcu nie ma gwarancji, co i jak jest tam przygotowane. A przezorny jest zawsze ubezpieczony.

Czy czuje się spełniona w swojej roli? Zdecydowanie, inaczej nie poświęcałaby takiej części dnia i nocy na gotowanie, szukanie przepisów i pozyskiwanie nowych produktów. I musi przywyknąć do bycia czujną. Nie tylko w kwestii tego, co trafia do buzi malej. Ale głównie wtedy, gdy mała mogłaby ją przyłapać na potajemnym wsuwaniu parówki lub czekolady. Bo to takie dobre jest. Ups!

Mój złoty środek: doceniam i praktykuję zdrowe odżywianie już od bardzo dawna. Przełożyło się to oczywiście na mojego męża (najpierw czuł się sterroryzowany, teraz jest zadowolony, że poznaje tyle smaków i, przede wszystkim, odeszły w niepamięć niektóre jego zdrowotne problemy).

Było oczywiste, że mała N. również zostanie objęta programem zdrowego jedzenia od samego początku 🙂 BLW mnie przekonało i praktykowałyśmy je, ale bez obsesji. Co to oznacza? Mała dostaje łyżeczkę do jedzenia, które JE SIĘ ŁYŻECZKĄ. Dlaczego ma jeść rękami zupę-krem, kaszę czy jogurt??

Staram się, jak dotychczas zresztą, kupować zdrowe i wartościowe produkty, ale nie daję się ześwirować. Czasem jemy najzwyklejsze kanapki, czasem zjemy nawet coś, co zawiera sól, chociaż potraw nie dosalamy praktycznie już wcale. W sieci zaczęło się pojawiać coraz więcej maniaczek, które bez aprobaty grupy nie są w stanie wybrać z półki produktów lub też publikują pełne oburzenia posty, że pod ich nieobecność mąż/babcia/teściowa wręczyli dziecku plaster szynki lub kubek danonka.

Jestem za zdrowymi nawykami, ale nie eko-dieto-terrorem. Jeśli jakaś mama chce, żeby jej dziecko przyniosło do żłobka urodzinowe cukierki, to czemu nie?? Wtedy eko-dieto-terrorystce pozostaje wierzyć w to, że dziecko cukierka wypluje, zaskoczone słodkim i chemicznym smakiem. Lub tez musi zwyczajnie zrozumieć, że czasem odrobina chemii to nie tragedia. Zwłaszcza, że często nawet największe terrorystki przyznają się, że same wsuwają parówki lub słodycze. Niech żyje konsekwencja!

Celina. TERRORYSTKA RODZICIELSTWA BLISKOŚCI (RB)

Charakterystyka: Matka kochająca (czasami wręcz za bardzo). Przepada, poświęcając wszystko, co można dla swojego maluszka.

Cute-Sleeping-Newborn-Baby-With-Teddy-Bear-600x350

Główne ofiary terroru:  mamy próbujące dopasować dziecko pod siebie (np. samodzielne zasypianie czy stały plan dnia). Mamy, które są przeciwne spaniu w jednym łóżku, wielogodzinnemu noszeniu lub KP na żądanie.

Z życia wzięte: Będąc jeszcze w ciąży, rozkładałam się często w ogródku z jakąś pyszną przekąską i książką (ajjj, wiele bym teraz za to dała… ). Czasem była to książka o rodzicielstwie. To bliskości, ideologicznie, całkiem mi się podobało. Gdy mała przyszła na świat byłam przekonana, że intuicyjnie się do niego stosuję. Terrorystki RB wyprowadziły mnie z tego błędu błyskawicznie, gdy tylko ośmieliłam opublikować pewnego posta na FB…

Taka na przykład Celina. Rozkochana w swoim dziecku, pełna troski, a przede wszystkim wiecznego napięcia, czy aby wszystko robi dobrze. Czuje, że wystarczy jedna zła decyzja, by jej mały synek miał traumę na być może całe życie. Nigdy by sobie tego nie wybaczyła! Mały jest synusiem mamusi. Cycoholik, którego karmić trzeba czasem ponad dwadzieścia razy dziennie (niedawno skończył pół roku, na początku było trudniej). Jest dumna ze swojej relacji z małym. Oburza ją, gdy którakolwiek z matek-ignorantek sugeruje, że mogłaby nieco ograniczyć ilość tych sesji karmienia. Dlaczego?? Dla własnej wygody? Wiedziała, jakie poświęcenia wiążą się z byciem mamą. Nigdy dotąd nie miała poczucia pasji ani spełnienia. Teraz jej pasją jest ON i nie ma rzeczy, której by dla niego nie poświęciła. Choć przyznaje, że po pół roku marzy jej się ograniczyć nieco jego nocne karmienie i pobudki. Szybko jednak porzuciła ten pomysł. Chce, żeby jej syn dostawał w 100% to, czego potrzebuje. Niestety, nie każdy maluszek dostaje od swojej mamy tyle zrozumienia i miłości… Jest tyle mam, które podnoszą jej ciśnienie. Zazwyczaj wtedy, gdy wieczorami przegląda internet. Walczy ze zmęczeniem i czuje taką jakby dziwną…samotność? Gdy będąc w takim stanie napotka post mamy, który narusza jej kult RB, wstępuje w nią zaskakująca agresja, którą musi z siebie wyrzucić!!

Dlaczego matki narażają maluchy na tak ogromny stres i każą dziecku spać za kratami łóżeczka??? Dlaczego bezdusznie uczą je samodzielnego zasypiania, skoro karmienie tak doskonale działa, o każdej porze dnia i nocy?? Dlaczego tkwią w kieracie planowania, pilnowania pór i rozkładu dnia, skoro wystarczy dać się ponieść temu, co i kiedy zechce maluszek?? Dlaczego skazują go czasem na samodzielną zabawę, skoro WSZYSTKO  można zrobić z malcem w chuście? Ale, przede wszystkim, dlaczego kiedykolwiek pozwalają dziecku PŁAKAĆ?

Celina wzdryga się na samą myśl, co będzie, gdy jej synek zacznie obcować z tak wychowanymi dziećmi. Dziećmi z problemami, kochanymi gorzej i mniej, niż jej własne. Dobrze, że ma dla siebie te krótkie wieczory i może choćby spróbować w dość ostrych słowach sprowadzić jak najwięcej matek na drogę RB. Czasami, gdy znów dopada ją ta dziwna pustka, chciałaby porobić coś dla siebie… Z drugiej strony, znów czeka ją noc pełna karmienia i noszenia synka…  mąż chrapie i często się kręci, mały wciąż się wybudza i trudno mu zasnąć. Dopada ją zmęczenie. Jednak się położy, a może jutro albo za tydzień czy miesiąc znajdzie ten magiczny moment dla siebie… Mamy już tak mają i ona to wie.

Mój złoty środek:  Dzieci rodzą się słodkie, żeby ułatwić sobie przetrwanie 😉 No bo jak tutaj odłożyć do łóżeczka tak rozkosznie śpiące w naszych ramionach niemowlę? Jest takie szczęśliwe, że mama nie opuszcza go aż na krok. STOP. Tu właśnie czyhała na mnie pułapka. Moja mała potrzebowała nieco samodzielności, żeby zacząć lepiej funkcjonować. Za każdym razem, gdy podejmowaliśmy decyzję „niezgodną z duchem RB” owocowała ona sukcesem. Obopólnym.

Niemowlę chce być karmione, bo potrzebuje bliskości (i, wiadome, mleka 🙂 ). Ale gdy mijały miesiące, ilość karmień wciąż rosła, a ja czułam się totalnie stłamszona, po prostu znaleźliśmy inne sposoby. Czasem, zamiast kolejnej 40minutowej sesji jedzenia wystarczyło przytulenie się (również do taty) czy puszczenie ulubionej piosenki. Czy był przy tym czasem płacz? Oczywiście! Czy mała będzie miała traumę? Nie sądzę, bo przecież jej nie opuściłam.

Wizja wspólnego spania jest piękna, lecz nie zawsze praktyczna. Żeby nie zbudzić malej z lekkiego snu zdarzało mi się wstrzymywać oddychanie. Zmiana pozycji = rozbudzone i zapłakane dziecko. Decyzja o przeprowadzce do osobnego pokoju okazała się być wybawieniem dla całej naszej trójki.

Usypianie do drzemki przez położenie się z dzieckiem – przyjemnie, ale kiedy w takim razie będę miała czas wolny, taki tylko dla siebie?

Przykładów mogłabym podać całe mnóstwo.

Jestem ZA: byciem blisko, zaspokajaniem potrzeb, słuchaniem i wspieraniem Jestem PRZECIW: rezygnacji ze wszystkich swoich potrzeb w celu uchowania maluszka przed całym złem świata. Obsesyjnemu chronieniu dziecka przed jego własnym płaczem. Czasem płacze, bo nie umie mówić i to jedyny sposób na wyrażenie emocji. Czasem płacze, bo jest zaskoczone nową sytuacją. A czasem, gdy już jest starsze, może płakać BO TAK. Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że płacz małej nie musi budzić we mnie obsesyjnych wyrzutów sumienia. I niekoniecznie skończy się traumą na całe życie. Rozróżniam go teraz i wiem już, że pewna jego forma jest jej zwyczajnie czasem POTRZEBNA.

I stąd już prosta droga do ostatniego punktu:

Jestem PRZECIW mamom, które z jednej strony szerzą nieskończoną miłość do swoich dzieci, a z drugiej – mają problem z choćby minimalnym zrozumieniem innej kobiety. Z taką… odrobiną tolerancji. Ze zrobieniem trzech oddechów (i może do tego kilku przysiadów) zanim pochopnie ocenią i zjadą inną mamę. Tylko tyle. I aż tyle 🙂 JESTEM BARDZO, BARDZO CIEKAWA WASZYCH DOŚWIADCZEŃ…a może słów oburzenia tym, co napisałam?

2 wyświetlenia

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

KOLORY COLORADO #11. Ciąża w USA.

Dziki Zachód czy american dream? Kolejna odsłona amerykańskiej rzeczywistości. Tym razem będzie lekko bezwstydnie, bo zabieram Was po...

Commenti


bottom of page