(NIE)ZDROWY STYL ŻYCIA czyli 11 moich grzeszków
Ratujcie, bo dopada mnie już wszędzie. U fryzjera atakuje prosto ze stron kolorowej plotko-gazetki. Na mieście istna plaga. Musiałabym chodzić z zamkniętymi oczami. Instagrama – odinstalować. Koleżanki – porzucić. Albo po prostu cofnąć się w czasie. Akurat P. ze szczerą fascynacją ogląda po raz setny „Powrót do przeszłości”, więc ta opcja wydaje mi się nawet do zrobienia 🙂
Zdrowy styl życia – o nim mowa. Miało być o czymś innym, ale…
Wczoraj. Wnerwiłam się! Nie lubię kawy. Ani zapachu, ani (zwłaszcza) jej smaku. Smuteczek, bo nienawidzę też papierosów i tym samym omija mnie wiele newsów…ale nie o tym! Idę ulicą, wieje i mi jakoś ogólnie ciężko na duszy. To ten stan pt. „zjadłabym coś słodkiego”. A tu jak na zawołanie remedium, reklama: pyszna kawa. Piernikowa. Light, czy tam fit. No uwielbiam! I energii doda, a u mnie zawsze ciśnienie takie niskie. Piernikowa kofeina kusi, kusi. Nic to, zrobię wyjątek, może posmakuje.
W kawiarni pachnie cudnie i świątecznie. Wlepiam nos w szybę z ciastkami, czekając na swoją piernikową. Po chwili, z ciepłym kubkiem w ręce, gnam znów przez miasto. Próbuję. O ludzie! Słodko-chemiczny ulepek. Smakuje Ludwikiem (lubię, ale nie do tych celów). 14złotych ląduje w koszu zamiast w brzuchu. Plus taki, że słodkiego już mi się nie chce. Koło „fit” to ta kawa nawet nie leżała.
Szeroko pojęty zdrowy styl życia wychodzi z lodówek, gazet, telewizorów i billboardów, z ekranów naszych smartfonów, z eko-delikatesów, fitness klubów i z kawiarni, w których barista coraz częściej dostaje prośbę o cappuccino, ale to takie wegańskie. To zdrowa plaga, a przez to całkiem niegroźna. Uszczęśliwia ludzi i ja się do tej grupy zaliczam bez mrugnięcia okiem, choć na słowo „fit” reaguję już podobnie, jak na „życiówkę” 🙂
Jest grubo po północy, piję wodę z lodówki, zagryzam dyniowym home-made ciastkiem (na miodzie!) i złapała mnie przemożna ochota na manifest:
NIE MA CO ŚWIROWAĆ. Nawet, jak się jest fit-freakiem! Nie bez powodu mówi się, że co za dużo, to niezdrowo. Za dużo nienagannego zdrowego stylu życia też jest niezdrowe. Na psychikę 🙂 A przynajmniej na moją!! I chociaż się staram, jak mogę, to bez zastanowienia mogę wyznać moje 10 (edit: 11) FIT GRZECHÓW.
Gdy upiekę blachę ciastek o dobrym składzie, w ciągu kilku godzin wsuwam ich conajmniej połowę. Drugą połowę chowam sama przed sobą. Pora nie ma znaczenia. Zawsze jest pora na ciastkowego stwora!
Choć na codzień alkohol piję już bardzo rzadko, za nic nie przepuszczę solidnej ilości wina do babskich plot z przyjaciółkami. I nic nie smakuje tak dobrze po całym dniu w skałach, jak zimne pszeniczne piwo.
Często kupuję produkty z glutenem i dobrze mi z tym.
Zamiast redukować stres i napięcie, ja je wciąż podsycam. Planuję za dużo, więc wszędzie biegnę spięta mijającym czasem.
TAK, jem nabiał i zamierzam kontynuować, nie zwracając uwagi na ostrzał, pod jakim się on ostatnio, biedny, znalazł.
Sypiam tyle, ile chcę, a nie tyle, ile mówi się, że powinnam. Mój zegar biologiczny daje mi wspaniałą opcję kilku h na dobę w bonusie. Śpię mało i czuję się dobrze. Gdy gaszę światło, śpi już całe osiedle.
Nie kupuję wszystkich produktów w wersji
Rozważyłabym, gdybym miała 1.000 PLN więcej na jedzenie, a że wolę je wydać w inny sposób – ryzykuję. Wiedząc to, co wiem, bywa mi z tym ryzykiem ciężko, ale bazowanie na samych eko-produktach jest dla mnie zbyt kosztowne i dość skomplikowane (choć uważam, że dla chcącego nic trudnego).
Mam pracę biurową, ale mimo chęci nie robię co godziny kilku rundek po open space (ani tym bardziej rozciągania) – a to dlatego, że chcę wykorzystać 100% czasu i móc wyjść o ludzkiej porze do domu.
Gdy czuję, że coś mnie bierze (choć na szczęście póki co jest to bardzo rzadko) wolę bieganie lub siłownię zaraz leżenia pod puchatą kołderką. Chociaż to akurat moim zdaniem ma sens: z dziada pradziada mówi się, że trzeba się wypocić 🙂
Czytam etykiety ze zrozumieniem, a mimo to kupuję czasem gorzką czekoladę z cukrem, mam w szafce awaryjną, kupną granolę z bardzo średnim składem, jem dużo za dużo orzechów i bakalii (większość jest dosładzana), a od kiedy zajechałam blender robiąc masło orzechowe jem kupne, z dodatkiem tłuszczu palmowego 😐 Nie jestem z tego dumna. Na dodatek mam totalną słabość do świeżych croissantów z Lidla z kremem orzechowym… No i jeszcze LODY. Przez te cieplejsze pół roku nie mogłabym bez nich żyć 🙂 I chociaż staram się kulać własne sorbety, to jednak czasem muszę sobie zjeść pyszne, słodkie, podkręcone chemią lody i nie ma dyskusji!
Mam podwójną osobowość. Jak ja tego nie lubię… Ta sportowa ja jest zawsze konsekwentna, nie odpuszcza i ma wysoką motywację (sama nie wie dlaczego, bo jak wiele innych osób zaczęła ćwiczyć 14 lat temu po to, żeby schudnąć co nadal jej się nie udało). Ta druga, jedzeniowa – stara się, jak może, ale w drugiej części dnia zazwyczaj jest w rozsypce. Bo gdzieś goni, bo nie zjadła, a potem ssie ją w żołądku, bo jej się włączyła ochota na popcorn o 22.00. Bo chciałaby jeść wspaniałe, urozmaicone kolacje, a kończy się na tym, że 70% kolacji to 5 tych samych, sprawdzonych zestawów przygotowywanych w nerwowej atmosferze, przy asyście głodnego jak wilk dziecka 🙂 A raczej zachowującego się, jakby było głodne mimo, że jadło 2h wcześniej i to niemało.
Czy mój tryb życia nadal można nazwać zdrowym? Głowy bym sobie za to uciąć nie dała, choć mnóstwo osób uważa, że wręcz przesadzam.
Ale wolę to moje nieidealne i szczere bycie nie-do-końca-fit niż robienie sobie jedynie fit-PRu, żeby potem czaić się w galerii handlowej z kawałkiem tłustej Pizzy Hut 🙂 (z życia wzięte). Prowadzisz zdrowy styl życia? Jakie są Twoje grzeszki? A może ich nie masz i chętnie mnie pogonisz za ten tekst? 🙂
コメント