top of page
Natalia Ligenza

NIE NAPISZĘ BESTSELLERA

„Błagam, ja chcę żyć!!” – krzyknęło. Ale byłam bezlitosna. „To koniec. Zosssstaw mnie”- wysyczałam stanowczo. Obyło się bez krwi – tyle dobrze. W końcu ja tylko – albo aż? – zabiłam swoje marzenie!

Leży sobie teraz, ledwo zipie:

N A P I S Z Ę  B E S T S E L L E R

Haha! O, ty marzenie uparto-naiwne. O, ty głupia jego właścicielko. Spójrz szybko prawdzie w oczy.

1. BEST. BESTSELLER MUSI BYĆ DOBRY I PROSTY. Zrozumiały. I nieprzekombinowany, bo czytelnik się wścieknie, ciśnie go w kąt, zamknie w piwnicy lub poda komuś, kogo nie lubi w „prezencie” i tyle z tego będzie dobrego, że kasę zaoszczędzi.

Taki hit książkowy z empikowych billboardów to jest jasna obietnica wrażeń kryminalnych, seksualnych, nadzwyczajnych. Zobaczysz go na wystawce, serce ci mocniej zatłucze. Wciągnie cię od okładki. Nos każe wsadzić między kartki, a wzrok wlepić w litery. One znowuż, zgrabnie ukulane w słowa, zgarną Cię w sam środek fabułki. „Wysiadka!” – wrzaśnie kierowca autobusu. Oszcholera, przegapiłeś swój przystanek! Ależ to dobre, a jak się lekko czyta!

Ja tymczasem jestem Słowomieszacz, co ma w głowie chaos jak w torebce. Piszę proste zdanie. A potem patrzę na nie i… aż mnie świerzbi, żeby coś tu popodmieniać. Efekt jest zabójczy! Dla tekstu zabójczy.

Puszczam go potem w świat lub chociaż na drugi koniec pokoju, pod nos mojego męża. A on tak czyta. Kartki tasuje. Oczy ma zmrużone (przynudzone?). Westchnie, głową pokręci. „Sorry, Natka, ale coś się pogubiłem”. Odbieram te kartki z (pełnym zrozumienia, ale…) fochem. Sru, do kosza. Bestseller jest jak dobry GPS. Będą zakręty i zwroty akcji, lecz czytelnik gładko dotrze wprost do celu.

…podczas gdy mój czytelnik wylądowałby w ślepej uliczce, pogubiony i bez szans na hot doga. „Połączenie GPS zostało zerwane!”.

2. SELLER. BESTSELLER TRZEBA WYPROMOWAĆ.

Chciałam w trybie pilnym podciąć grzywkę. Tryb pilny + Warszawa? Odpada 90% salonów fryzjerskich pełnych stylistów. Długo się na nich czeka, a potem im się za to czekanie słono płaci. Wiem, co mówię! Dużo już fryzjersko zniosłam, ale gdy po ostatnim cięciu końcówek usłyszałam: 200PLN, kolana się pode mną ugięły, a wizja nowych startówek odpłynęła. Lecz do rzeczy! Wpadamy, ja i grzywka, do osiedlowego salonu, tu na rogu. Wita mnie dziewczyna pulchna, w biodrówkach, w których nie zmieścił się jej podkarmiony brzuszek. Na głowie ma różowe gniazdo z odrostami. Nadrabia szczerym uśmiechem. – Dzień dobry, byłam umówiona do fryzjera, na 15 po. – Witam! To co, ścinamy?

Hm. Żadna ze mnie  wybredna księżniczka, ale od fryzjera to by się chociaż wymagało podkolorowania odrostów, dobrze mówię? Wtedy mnie olśniło: JESTEM TAKA SAMA!

Fryzjerka z odrostami. Szewc bez butów. A ja? Marketingowiec z blogiem, ale bez marketingu!

Bestseller niekoniecznie musi być GENIALNY. Ale musi się GENIALNIE sprzedawać, żeby tym bestsellerem zostać mianowany! A za genialną sprzedażą czai się trafiony marketing, którym mój biedny blog jest nieskalany. Taka marketingowa dziewica blogosfery, a żadna dziewica na dłuższą metę szczęśliwa być nie może. – Dziewczyno, po co ty piszesz tego bloga? – obśmiał mnie lekko kolega z pracy. – A tak sobie piszę. Dla innych główne. I dla siebie też, wiadomo.

No to mamy fuck up. Bo żeby pisać dla innych, to ci inni muszą się o tym dowiedzieć. A ja muszę do nich zapukać i to się zwie marketingiem. A oni – tak jak Ty (dzięki!) – mnie wpuszczą i poświęcą parę minut, albo prychną i zatrzasną drzwi przed nosem.

Ileż to ja razy sobie obiecywałam, że zacznę pukać… Zamiast pukać, stukam. W klawisze. Wychodzą z tego teksty, o których istnieniu mało kto ma pojęcie. Brawo dla tej pani!! Królowa marketingu! Żeby nie było. Królowa marketingu czytuje samozwańczego, po czym uznanego króla blogosfery (Jason Hunt). A ten w punkt napisał, że blog bez promocji to coś jak billboard pośrodku pustyni. Auć. Przy czym marketing książki musi być kosmosem vs. marketing bloga. Odpadam w przedbiegach, ciężko dysząc.

3. BESTSELLER, ABY NIM ZOSTAŁ, MUSI NAJPIERW…POWSTAĆ.

No i w czym problem? Pójdę do dyrektora i zapytam. – Cześć, masz chwilę? Bo wiesz, serio lubię moją pracę. Ale słuchaj, piszę książkę! Mogłabym zamiast excela siedzieć więcej w wordzie? Godzinę, dwie, nie więcej! A teraz wracam na ziemię i hmm..

MAM, mam to! Plac zabaw moim wybawieniem. Usiądę na ławce z laptopem. Inne mamy będą mnie częstowały kukurydzianymi chrupkami. Mała N spędzi miły czas biegając po murkach, przestawiając słupki z ogrodzenia i tłukąc się z Jasiem o najlepsze foremki w piaskownicy. Do tego świeże, warszawskie powietrze i piegi rozmnażające się na słońcu…

OK, OK. Wiem, mocne mam te wymówki. Ale o 21, czy tam 22, zasypia N., a one razem z nią. Te wymówki. Na palcach się wymknę z pokoju, kipiąca energią i pomysłami, jak to zwykle człowiek po całym dniu na nogach. Uniknę kontaktu wzrokowego z pustą lodówką i kopcem z zabawek. Siądę beztrosko, natchniona. Obiad się sam kupi, mieszkanie się posprząta. Ale raj.

Nie napiszę bestsellera. Nie mam pisarskiego warsztatu. Nie potrafię wypromować nawet bloga. Nie mam czasu, bo pracuję, wychowuję, trenuję.

Nie napiszę bestsellera. Ale umrę próbując!

1 wyświetlenie

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

WYSZŁAM NA MIASTO, a tam życie

….w pępku Wwy. Sobie tętni. Idę środkiem, jak w bańce, jak w bajce, niewidzialna. Adidasy nie brzmią na tym zgrzanym chodniku, jak...

ROZWAŻNA CZY ODWAŻNA? List do dziewczynek.

Wsunęła stopy w buty i poleciała nosem prosto w dywan. – Mamo! Są złączone, złączone, złą…… – rozpacz razy milion. Wybiegłam jak z...

Comments


bottom of page