BIEGANIE Z DZIECKIEM W WÓZKU jesienią? Kilka porad.
Jak biegać, gdy pogoda nie zachęca nawet do spacerów? Jak zwykle 🙂 Nie ma w tym większej filozofii! Pogodowa wymówka jest naprawdę kiepska i przy polskiej aurze można na niej jechać przez cały rok, tylko po co? Zakładam, ze dorosły biegacz wie, co na siebie ubrać i co ewentualnie ze sobą zabrać na jesienny trening, stąd też moje wskazówki dotyczyć będą wyłącznie biegania z wózkiem. A jeśli masz ochotę się oburzyć: w taką pogodę z dzieckiem??!? To od razu odpowiem: „a dlaczego NIE?”. [Małe wspomnienie z dzieciństwa] Była zima, miałam chyba 5 lat i przeziębiona patrzyłam za okno na łąki przed naszym domem. Śniegu mnóstwo, przymrozek, dzieciaki zrobiły sobie genialną ślizgawkę, brały rozbieg i sunęły po niej butami. Też tak chciałam. Zapytałam Mamuśkę, czy mogę wyjść. Powiedziała, że niedługo też będę miała taką odporność, jak te dzieci i wtedy się poślizgam. Uczepiłam się słowa „odporność”. Marzyłam sobie, że jako dorosła będę już strasznie odporna i pojeżdżę na takiej ślizgawce ile chcę, aż do nocy 🙂
Po co ta dygresja? Jako wstęp do oczywistego stwierdzenia, że odporność to cenna rzecz. Choroby uodparniają, więc nie ma (moim osobistym zdaniem) nic złego w tym, że moje dziecko chodzi do żłobka. Spacery w brzydką pogodę też uodparniają. Co więcej, gdy dziecko jest przeziębione (ale nie gorączkujące!) dobrze mu zrobi przechadzka na świeżym, rześkim powietrzu. Mamy sezon grzewczy, w mieszkaniach spada wilgotność, a na dworze tymczasem cud, miód.
OK, to teraz do konkretów. Jak wybrać się na przebieżkę z maluchem, gdy za oknem straszy jesień? Oto mój ekwipunek:
1. WÓZEK. Odkrywcze, prawda? Dobra, dajcie mi dokończyć 🙂 Biorę ze sobą dodatkowo śpiwór na nóżki. Ma on w środku dużo miejsca i nie przylega ściśle, więc służy bardziej jako ochrona przed wiatrem. Jeśli nie mży, ciepły koc również się sprawdzi, ale jest większe ryzyko, że zostanie wykopany z wózka prosto na naszą biegową ścieżkę. Gdy pada lub jest duże ryzyko, że zacznie, zabieram ze sobą folię przeciwdeszczową. Można ją również wykorzystać przy dużym wietrze lub szybkich przebieżkach. Alternatywnie zasuwam budkę na maksa i w ten sposób mała jest odizolowana od nieprzyjemnych podmuchów wiatru.
2. UBRANKO. Tutaj zawsze mam spory dylemat. Sama jestem zimnolubna, a mała N mimo moich wielokrotnych pytań nie chce mi wyznać, czy dobrze ją ubieram. Mam więc nawyk dyskretnego (na to liczę) zerkania do innych wózków i porównywania, czy aby nie przegięłam w jedną lub drugą stronę. Ubieram małą rzecz jasna na cebulkę. Najważniejsze, żeby były zakryte okolice szyi i uszu. Zabieram więc wygodną czapę, szalik lub golf i rękawiczki. Tych ostatnich używam póki co okazjonalnie; obowiązkowo przy interwałach lub mocnym wietrze, ale przy spokojnym wybieganiu odpuszczam, w końcu na dworze jest ok. 8-10 stopni.
3. PROWIANT. Moja mała jest miłośniczką jedzenia (tzw. „am”). Aż dziwne, że jej waga póki co oscyluje w dolnej granicy normy. Wyjście z domu bez przekąski może się zakończyć przedwczesnym powrotem lub przymusowymi odwiedzinami okolicznego sklepu. Mała ma swój własny, podręczny barek (od cioci D :-*) firmy Munchkin przyczepiany do wózka (pasuje do praktycznie każdego modelu, polecam nie tylko na bieganie). Uzupełniam go piciem (zazwyczaj była to woda, teraz coraz częściej zabieram herbatkę np. roibos, miętę, czystek czy pokrzywę. Zwykła herbata nie jest dobrym wyborem dla dzieci – zawiera teinę i utrudnia wchłanianie cennego żelaza!). Na taką pogodę polecam kubek termiczny – po kilkudziesięciu minutach na dworze picie robi się konkretnie schłodzone i lepiej nie podawać go dziecku. W kwestii przekąsek ogranicza nas tylko wyobraźnia / upodobania. Te na spacer powinny być praktyczne, czyli suche, żeby nie trzeba było myć wózka po każdym wyjściu. Lubię zabierać te przekąski, których zjedzenie zajmuje nieco czasu (np. suszone owoce, preparowane zboża, domowe ciasteczka/batoniki, nada się nawet zwykła świeża bułeczka). Najgorszy jest dla mnie banan – nie dość, że zostawia klejące ślady, to jeszcze znika w małym brzuchu zdecydowanie zbyt szybko.
4. INNE “NIEZBĘDNIKI”. Czyli dodatkowe obciążenie wózka, żeby przypadkiem nie było mi za lekko 🙂 Ładuję do koszyka coś od deszczu w razie niespodziewanej ulewy, dodatkowy koc na wszelki wypadek, kilka przedmiotów dla małej (nie używam słowa „zabawki”, bo najlepiej bawi się tym, co zabawką nie jest), folię przeciwdeszczową, o której już wspominałam. Do „konsoli rodzicielskiej” czyli zawieszki, którą mam na rączce wózka, biorę standardowo telefon, klucze, chusteczki, wodę dla siebie i kartę kredytową.
Tym sposobem czuję się jak prawdziwa serialowa matka, gotowa na wszystko 🙂
OK, mamy pełne wyposażenie, ale pozostaje jeden problem: ta POGODA! Jesień i zima mają to do siebie, że przychodzi po nich wiosna i szkoda byłoby się dopiero wtedy zbudzić z zimowego snu ze świadomością, że forma spadła do zera.
Dołączę się do głosów wielu innych biegowych blogerów – pogoda nie jest żadną przeszkodą, a to, czy będzie wymówką, zależy tylko od Ciebie. Jasne, że gdy jest zimno, biega się inaczej. Bo lepiej. Pot nie spływa z czoła, słońce nie daje po oczach, nie chce się non stop pić. Po kilkunastu krokach takiego biegu zapomina się o chłodzie.A w przypadku, gdy biegniesz z dzieckiem w wózku, wystarczy tych kroków zaledwie kilka. Ty też możesz je zrobić 🙂
HALO! Kto z Was biega, mimo, ze na dworze paskudnie? Pochwalcie się swoim silnym charakterem!
Comments