10 PUŁAPEK czyhających na biegaczy
“Opowiedz jeszcze raz!” – prosiłyśmy z siostrą. Uwielbiałyśmy tę historię z dzieciństwa naszego taty: podstawówka, wuef, chłopięca sekcja biegowa. Ekipą kilku kumpli odkryli sprytny skrót. Najpierw trener pęczniał z dumy na widok poprawy wyników. Potem złapał ich za uszy, gdy wybiegali w miejscu, gdzie tajny przesmyk łączył się z właściwą trasą. Śmiałyśmy się: “jeszcze raz!”
O ile w sporcie, ściemniając, oszukujemy głównie siebie, tak w innych sytuacjach – skróty są genialne! Nie tylko te w IKEA czy na wędrówce z dzieckiem, które w połowie trasy zmieniło nastrój gwałtownie, jak górska pogoda. Dobry skrót to może być coś, co przeszedł już ktoś inny, swoje oberwał i teraz chce się podzielić – żeby inni nie wpadli w te same krzaki.
Nie właź w te, w których byłam i zobacz, czego dowiedziałam się o bieganiu zdecydowanie za późno.
1. JEST ZMĘCZENIE I ZMĘCZENIE
Z każdego treningu wracasz wyczerpany? Wiem, że takie catharsis bywa wciągające. Tylko, że można się w nim utopić i złapać niebezpieczny bezdech!
Kiedyś myślałam, że skoro moje nogi są sztywne od kolejnych kilometrów jak kołki, a rodzina nie może już znieść zapachu Bengaya – jestem waleczna. Twarrrda sztuka. Teraz wiem, że zmęczenie ma dwie twarze i każdy z nas musi je poznać i od siebie odróżniać.
Jeśli czujesz, że wkładasz pełno wysiłku, a trening nic nie oddaje, zaczynasz mieć przewlekłe, ponure myśli o sporcie i regeneracja nie robi roboty – STOP. Jeszcze kilka kroków i zmęczenie zmieni się w PRZEmęczenie.
Jest też Dobre Zmęczenie. Wtedy, gdy się starasz, ale nie balansujesz na granicy zdrowia i przetrenowania. Wtedy, gdy machniesz solidny trening bez przedwczesnego poddawania się. Odróżnianie dobra od zła wcale proste nie jest, choć uczą nas tego od dzieciaka. Bądź czujny i nie daj się przeciągnąć na tą czarną stronę mocy, OK?
2. CZASEM POTRZEBUJESZ TEGO, CZEGO NIE CHCESZ
Jesteś systematyczny i cierpliwy, a mimo to nie widzisz postępów? Weź swój trening pod lupę, bo bardzo często unikamy czegoś, co najwięcej by nam oddało w efektach.
Robisz same spokojne, długie wybiegania? Twoim kluczem do prędkości będą szybsze, krótsze jednostki.
Na każdym treningu dajesz z siebie wszystko i ciśniesz, ile fabryka dała? Potrzebujesz leniwych kilometrów, które zrobią Ci bazę – inaczej każdy bieg i zawody skończą się dla Ciebie zanim zobaczysz metę.
Robisz spokojne treningi i akcenty, a mimo to nie widzisz progresu? Dodaj ćwiczenia ogólnorozwojowe, które wzmocnią Twoje ciało, poprawią siłę mięśni i podkręcą ekonomikę biegu.
Cała sztuczka polega na tym, że często nasza głowa unika tego, w czym nie czujemy się zbyt mocni. Trzymamy się dobrze znanych opcji. Głupio nam wślizgnąć się na siłownię, boimy się wejść na wyższe tętno.
Zwykle tam, gdzie strach jest najciekawiej!
3. MIJANIE SIĘ Z CELEM
Jak to jest, że lubimy robić sobie pod górkę? Bieganie może przynieść tyle samo frustracji, co ekscytacji, jeśli będziemy działać wbrew swojemu celowi.
Skoro ciągnie Cię w góry, ukierunkuj pod nie swój trening i nie przejmuj się tym, jak trenują znajomi pod 5km na asfalcie. Nie możesz robić jednego i drugiego na równie dobrym poziomie, to zawsze wybór. Inaczej wygląda rozkład jazdy dla kogoś, kto chce biegać krótko i szybko; inaczej dla tego, kto idzie w ultra i potrzebuje niesamowitej wytrzymałości. Część jednostek będzie podobna, liczy się ich kompozycja.
Poczytaj, popytaj lub dołącz do grupy czy trenera – upewnij się, że wkładasz energię tam, gdzie włożyłeś też serce.
Jeśli z kolei biegasz po to, żeby schudnąć, nic nie wesprze Cię tak mocno jak dieta. Żadne 1000kcal czy dukan, tylko solidne jedzenie i zero głodu. Odpuść trenowanie na czczo, bo korzyści są mizerne vs. minusy. Jedz po bieganiu nawet, jeśli skończyłeś późnym wieczorem. Tylko wtedy zachowasz siłę mięśni i energię, a waga spadnie pod warunkiem, że bilans kcal będzie lekko – LEKKO! – ujemny.
4. CUDOWANIE Z (NIE) JEDZENIEM
Pamiętam jak dziś czasy, gdy wracałam w LO wy-ka-ma-na po treningu i skręcało mi żołądek na widok obiadu. Jaka ja byłam głodna! Ale co, mam go sobie tak po prostu zjeść, skoro tyle się męczyłam?!
Tak, tak, właśnie tak.
Jedzenie może Ci namieszać w treningu, niezależnie od tego, czy Twój cel to redukcja, czy petarda na maratonie. Miało być na skóty, także w skrócie:
Jedz więcej w dni, w które trenujesz. Dobrze komponuj posiłek przedtreningowy i potreningowy. Ten przed musi mieć węglowodany, ten po – minimum węglowodany i białka. Urozmaicaj, baw się kolorami, jedz mnóstwo warzyw, dużo owoców, ryb, ziaren, nie bój się tłuszczy.
Twoje ciało nie ma nic przeciwko trenowaniu, dobrze mu ono służy. Ale zawsze w pierwszej kolejności wybierze odżywienie, bo to dla niego przetrwanie. Jeśli poucinasz do przesady kalorie lub będziesz je dostarczał byleczym – rzucasz sobie kłody pod nogi i nie zabiegniesz tak daleko i szybko, jak byś mógł.
A na dodatek zmienisz się w zrzędę 😉
5. IGNOROWANIE INTUICJI
Najlepszym trenerem dla siebie jesteś Ty sam. Od razu mówię, że dobry trener jest na wagę złota i przeniesie Twoje bieganie na inny poziom. Ale to nie znaczy, że mając go powinieneś już iść na trenerską emeryturę. Tylko Ty wiesz, jak reagujesz na dane tempo i obciążenie. To Ty dostajesz sygnały ostrzegawcze od swojej głowy i ciała. Ty możesz zdecydować, że czas zwolnić, odpuścić, odmówić. Bądź dla siebie czujnym trenerem nawet, jeśli opierasz się na świetnym planie lub biegasz pod pro-okiem specjalisty. Obserwuj swoje reakcje i naucz się odróżniać te prawdziwe od fałszywych.
6. ODPUSZCZANIE I NIEODPUSZCZANIE WCHODZĄ W KREW
To pierwsze włazi po cichu, nad drugim musimy sięnapocić – dosłownie i mentalnie.
Mechanizm jest prosty. Trzymasz się swoich postanowień jak prawdziwy wojownik, a potem coś-coś pęka. Wahasz się. Wchodzisz przez to pękniecie, odpuszczasz i co? Pstro, świat się dalej kręci. Dlatego kolejnym razem jest jakby tak…łatwiej. Droga znana, może jakieś tam lekkie wyrzuty sumienia, jakieś z oddali “helloł, wołowniku, co z tobą?!”, ale odpuszczanie wciąga coraz mocniej.
Bo to, że powód się znajdzie, to akurat oczywiste. A nawet, jak nic kreatywnego nie przychodzi do głowy, zawsze można się oprzeć na nieśmiertelnej pogodzie i braku czasu.
A nieodpuszczanie? Jest trudniej, ale i nagroda czeka dużo lepsza. Każdy taki moment, gdy zaciśniesz zęby, poddusisz wewnętrznego lenia, utrzymasz tempo albo zrobisz jeszcze jeden km w deszczu – i tak już z Ciebie cieknie – wzmacnia.
Pielęgnuj te chwile w pamięci. Wyciągniesz je znów w momencie zwątpienia i przypomnisz sobie, że ten wojownik serio w Tobie JEST. Kotwice do małych chwil chwały są genialne przy próbach generalnych typu zawody. Gdy przewiniesz sobie przed oczami takie mocne momenty i dodasz do nich dobry podkład muzyczny: pójdzie. Dociągniesz, bo od momentu gdy myślisz, że już nie możesz, możesz jeszcze strasznie dużo.
Bonus: nieodpuszczanie w sporcie w jakiś magiczny sposób przekłada się na nieodpuszczanie w życiu 🙂
7. WOLNE KILOMETRY BYWAJĄ NUDNE
Sport to nie bajka i cuda zdarzają się tu prawie nigdy. W bieganiu oznacza to, że swoje przetruchtać i pocisnąć po prostu trzeba, jeśli ma się większe oczekiwania niż błogie uczucie “po”.
Jeśli tak jak mnie nużą Cię kolejne spokojne km na znanej trasie – przenieś się gdzieś indziej.
Fizycznie byłoby oczywiście idealnie, ale ustaliliśmy już, że cudów nie ma, więc i teleport trzy-cztery razy w tygodniu odpada. Dlatego myknij gdzieś indziej w głowie. Obmyśl menu, miejscówkę na weekend, złośliwe określenia na kogoś, kto doprowadził Cię do szału, cokolwiek, co działa.
Na mnie najlepiej: układanie postów na bloga, audiobooki i podcasty. I serio, wszystko mi wtedy jedno, że biegłam tą trasą już 1564730 razy.
8. WYCISK DO KOŃCA
Żeby przyspieszyć, trzeba często zwolnić. Przykro mi, Niecierpliwku. I było mi przykro, gdy ja, niecierpliwka, też do niego dochodziłam. Opornie, latami.
Myślałam, że “prawdziwy trening” to taki, gdy daję z siebie maxa. Sprawa była prosta, wychodziłam z domu i bez rozgrzewki i zbędnego cackania się ruszałam do przodu. Biegałam nocą, bo w dzień wstydziłabym się swojej czerwonej twarzy i mocnej zadyszki. Przemykałam więc w ciemnościach z oddechem astmatyka, trenując zawzięcie i…krótko. Bo ileż można?
Chcemy różnych rzeczy szybko – zwłaszcza, że wokół tyle wirtualnej “konkurencji” do porównań. Tyle cyferek, które nigdy nie będą nasze (nieprawda), tyle zdjęć z podium – a my nic?
Niecierpliwku, ale spokojnie. Mocne akcenty są OK – póki są akcentami, a nie codziennością. Odpoczynek jest bardzo OK – czasem odda więcej, niż ospały trucht na trzęsących się ze zmęczenia nogach. A fotkami z podium się nie przejmuj – czasem wystarczy trafić w miejsce z małą konkurencją i pudło masz jak w garści.
9. TORTUROWANIE SIĘ WYNIKAMI
Ambicje. Znasz to, hm? Płacimy niemało za pakiet startowy, mijamy kibiców, uliczne zespoły, wsuwamy banany na trasie, a potem kręcimy nosem i wracamy do domu ze zwieszoną głową.
Jak było? A weź, nawet nie chce mi się gadać!
Story of my life. Lekkie zluzowanie potrzebne od zaraz.
Zrozumiałe, że pakując tyle energii i starań oczekujemy wyników. Mamy do nich święte, biegowe prawo. Ale wchodząc w tryb żałoby po każdej takiej “porażce” robimy sobie szkodę.
Na chłodno idzie lepiej:
Czy nie miałeś za wysokich oczekiwań? Czy na pewno byłeś gotowy na DUŻO lepszy wynik? Co nie zagrało? Byłeś wypoczęty, skupiony, dobrze odżywiony, napojony? Jak tam strategia? Czy nie pocisnąłeś za mocno do przodu? Trzymałeś się planu? Dopasowałeś go do nietypowych warunków, trasy?
Jeśli nie wyjdzie jeden bieg – serio, nie dręcz się, tylko zrób tak, żeby reszta dnia wynagrodziła Ci gorycz porażki. A jeśli nie wychodzą permanentnie – wytrop, jaki błąd popełniasz. Może on być zarówno na etapie przygotowań, jak i w trakcie startu (głowa, strategia).
Wynik to dla Ciebie tylko wiadomość, która może być wskazówką, ale na pewno nie wyrocznią i świętością.
10. I NAJ, NAJ, NAJWAŻNIEJSZE
Jeśli myślisz, że coś jest niemożliwe, jest to niemożliwe. Stanie się możliwe dopiero wtedy, gdy pomyślisz, że może takie być.
Commenti